Ron
przywiózł mnie do domu. Byłam zbyt zmęczona, żeby myśleć nad
tym co robię, więc podałam mu mój adres, a on mnie przywiózł.
Nawet wyciągnął z auta i zaprowadził do samego pokoju.
Nawet wyciągnął z auta i zaprowadził do samego pokoju.
-
Mieszkasz tutaj sama?
-
Yhym - nie miałam nawet siły wymawiać słów.
-
Piękny i duży dom.
-
Yhym - pragnęłam jedynie iść już spać. Czułam, jak rozebrał
mnie do samej bielizny, a następnie położył na łóżku i
przykrył kołdrą.
-
Dobranoc kocie - pocałował mnie w czoło.
Otworzyłam
oczy i byłam u siebie w pokoju w swoim łóżku. Spojrzałam na
zegarek: 12:14. No ładnie. Usłyszałam wibracje telefonu. Powoli
zwlekłam się z łóżka i wzięłam komórkę do ręki.
"Mam
nadzieję, że słodko się spało. Tęsknię. Twój R."
Jezu,
znowu on! Ale chcąc nie chcąc, spało mi się dobrze jak nigdy
dotąd. Czułam się świetnie.
"Spało
mi się znakomicie. Nawet nie pamiętam jak odjeżdżałeś"
To
akurat była prawda.
"Byłaś
tak zmęczona, że padłaś jak mucha. Odezwę się do Ciebie za trzy
dni. Muszę wyjechać w sprawach służbowych. Buziaki. Twój R."
Ta,
w sprawach służbowych. Już sobie wyobrażałam, jak wyglądały
jego sprawy służbowe. Ale nie chciałam sobie tym zawracać głowy.
Pomyślałam, że skoro mam wolny dzień (w sumie to trzy) to zajmę
się trochę sobą, a zacznę od biegania.
Przebrałam
się w mój ulubiony dres, włosy związałam wysoko w kucyk, a na
uszy wsadziłam słuchawki. Następnie ubrałam wygodne buty,
włączyłam muzykę i zamknęłam dom. Kierowałam się w stronę
parku. Biegłam powoli, truchtem, nigdzie się nie spieszyłam. Moje
stopy ledwo dotknąwszy ziemi już się od niej odbijały po czym
robiły to samo. Biegłam cały czas jednym rytmem. Rytmem muzyki,
która grała mi w uszach. Zastanawiałam się nad swoim życiem.
Kim
zostałam? Nie oszukując się - mordercą. Chciałabym powiedzieć,
że kiedyś było inaczej, że będąc mniejsza chciałam zostać
lekarzem i ratować ludzkie życie, albo prawnikiem i pomagać
ludziom, ale skłamałabym. Od dziecka nienawidziłam ludzi. Jest to
najbardziej zakłamana rasa, pasożyt na ziemi. Nie można ich -
chociaż w sumie nas - wytępić. Pożary, powodzie, trzęsienia
ziemi, a my dalej chodzimy po tym świecie.
Natura
stara się bronić, ale jest coraz bardziej bezbronna. Nie może nic
na to poradzić. Gdybym mogła zabiłabym każdego człowieka na
ziemi, ale niestety nie mogam. Teraz byłam w punkcie, gdzie
zarabiałam na życie zabijając. Jednak najgorsze było to, że mi
się to podobało, że byłam z tego dumna. Ludzie są fałszywi, a
ja, no cóż, przebiegła i spragniona ofiar oraz krwi.
Wsłuchałam
się w słowa płynące ze słuchawek i już nie myślałam o niczym.
Powoli czułam zmęczenie.
Tylko
do tego drzewa i odpoczynek - pomyślałam.
Gdy
tylko dobiegłam do celu oparłam się o korę i próbowałam złapać
oddech. Zaniedbałam się ostatnio. Straciłam kondycję. "Trzeba
będzie to zmienić" - obiecałam sobie. Ściągnęłam
słuchawki na szyję i...
....i
usłyszałam pisk. Pomyślałam, że mi się wydawało lub, że to ze
słuchawek, ale na wszelki wypadek wyłączyłam odtwarzanie. Po
kilku sekundach znowu pisk i znowu, tym razem trochę głośniej. Ciekawa, skąd to dochodzi, poszłam w tą stronę. Przedzierałam
się przez krzaki, które mimo, że miałam długi rękaw i nogawki
rysowały bezkształtne rysunki na moich kończynach. Nie
przeszkadzało mi to, miałam wysoki próg bólu.
Już
chciałam się poddać, gdy zobaczyłam, jak coś się poruszyło. To
był płócienny worek - to stamtąd dochodziły te dźwięki. Podeszłam i wziąwszy go na na ręce otworzyłam go. W środku był
czarno-biały szczeniak. Miał słodką mordkę i długie oklapnięte
uszka. Popatrzył się na mnie swoimi wielkimi oczami i polizał mnie
po twarzy. Rozejrzałam się dookoła, ale nie zobaczyłam nikogo. Co
za idiota mógł coś takiego zrobić? Zrozumiałabym, gdyby ktoś
wrzucił mi go na podwórko, albo gdyby biegał luzem gdzieś w
mieście, ale żeby tak w worku w parku na pewną śmierć?
Przytuliłam go do siebie i zabrałam do domu.
Pierwsze
co zrobiłam, to go nakarmiłam i dałam mu wody. Był taki maleńki
i niechciany. Następnie wzięłam go na ręce i zaniosłam do
łazienki, ponieważ był cały z błota. O dziwo nie uciekał, nie
kulił się, tylko stał dumnie z otwartym pyszczkiem i wywalonym
jęzorem. Chyba lubił wodę. Gdy już był czysty to powycierałam
go i stwierdziłam, że musimy iść na zakupy. Wzięłam go pod
pachę i pokierowałam się w stronę sklepu.
W
sklepie zaczęłam oglądać miski. Były przeróżne, we wszystkich
kolorach tęczy, duże, małe, metalowe, plastikowe. Wybrałam duże
metalowe miski o gumowych dnach, żeby nie ślizgały się po
podłodze. Piesek wyglądał na takiego, co urośnie duży, więc
żeby nie musieć zmieniać ich za jakiś czas, wzięłam
W następnej kolejności podeszłam do półek z karmą. Wzięłam największy worek suchej i pięć dużych puszek mokrej. Do tego psie smakołyki. Następnie wybrałam mu obróżkę i smycz. Był to komplet w czarno czerwonym kolorze. Przy obroży była trójkątna chusta, dzięki czemu wyglądał pięknie.
W następnej kolejności podeszłam do półek z karmą. Wzięłam największy worek suchej i pięć dużych puszek mokrej. Do tego psie smakołyki. Następnie wybrałam mu obróżkę i smycz. Był to komplet w czarno czerwonym kolorze. Przy obroży była trójkątna chusta, dzięki czemu wyglądał pięknie.
Potem
dział zabawek. Kupiłam mu dwie piłeczki i gumową kość. Byłam
zadowolona. Mogłam sobie pozwolić na wydanie połowy swoich
oszczędności, bo jak dobrze by poszło, dostałabym grubą kasę.
Na sam koniec oglądałam wielkie akwaria, terraria i mini wybiegi ze
zwierzętami. Byłam tu pierwszy raz i uważałam, że jest tutaj
przepięknie.
Zastanawiałam
się jeszcze nad legowiskiem, ale zdałam sobie sprawę, że i tak
się nie przyda. Killer będzie spał ze mną. Killer? Nie rozumiem,
dlaczego tak powiedziałam. No ale... w sumie to może być. Killer
nawet łanie brzmi. Teraz już wiedziałam, że zostanie ze mną.
Jeżeli nadasz czemuś imię, jesteś za to odpowiedzialny.
Resztę
dnia spędziłam na zabawie z nim. Nie wiem jakim cudem, ale już
nauczyłam go komendy siad i zostań. Wieczorem wypuściłam go za
dom i poszłam się wykąpać. Potem poszliśmy spać.
Poczułam
zimny dotyk na lewym boku. Było to bardzo przyjemne. Nie chciało mi
się otwierać oczu, tak fajnie się spało.
-
Killer, jeszcze chwila - wymruczałam, jeszcze śpiąc.
-
Jesteś pewna, że jestem Killer? - usłyszałam szeptanie przy moim
uchu. Wystraszona odepchnęłam napastnika i próbując się
wyswobodzić z kołdry spadłam z łóżka. Był to bolesny upadek na
plecy. Jęknęłam z bólu. Nad moją twarzą ukazała się głowa
Rona. Podał mi rękę.
-
Musiałeś mnie tak wystraszyć? - nakrzyczałam na niego odrzucając
jego pomoc. Dźwignęłam się na nogi, jednak ból złapał mnie
ponownie i Ron jednak mnie złapał.
-
Kurde, przepraszam. Nie chciałem cię tak przestraszyć - przytulił
mnie do siebie. - Chciałem ci zrobić miłą niespodziankę.
-
Miłą niespodziankę? - odsunęłam się od niego. - Super
przywitanie! Całe plecy mnie bolą! - obróciłam się tyłem do
niego.
-
Oj już nie przesadzaj kocie - przytulił mnie. - Nie cieszysz się?
-
Nie! - udawałam, że jestem obrażona.
-
Nie chciałem no... - pocałował mnie w szyję.
-
Ewentualnie mogę rozważyć tą propozycję - pozwalałam się
przytulać i całować. - Ale musisz sobie zasłużyć.
W
głębi duszy cieszyłam się, że przyjechał.
-
Miałeś wrócić dopiero pojutrze - odezwałam się pierwsza.
-
Wyszły małe komplikacje.
-
Coś poważnego?
-
Nie zawracaj sobie tym główki maleńka.
Kurde,
wcale nie byłam mała. Jednak nie chciałam się czepiać, było mi
za dobrze w jego ramionach.
Wiedziałam,
na co liczy. Chciał mnie po prostu przelecieć. Już po chwili
zaczął ciągnąć mnie w kierunku łóżka. Spojrzałam na niego
swoim kocim wzrokiem i powiedziałam:
- Jakieś ostatnie słowo, zanim z tobą skończę? - przygryzłam wargę.
- Kocham cię – skłamał. Widziałam to w jego oczach.
- Jakieś ostatnie słowo, zanim z tobą skończę? - przygryzłam wargę.
- Kocham cię – skłamał. Widziałam to w jego oczach.
Wstałam
i wyszłam z pokoju. Otworzyłam szufladę kuchenną i zastanawiałam
się nad wyborem. W końcu mój wzrok padł na długi, mocno
naostrzony nóż. Wzięłam go do ręki i wróciłam, by dokończyć
to, co zaczęłam.
Gdy
wróciłam do pokoju, on już siedział bez koszulki na łóżku –
tyłem do drzwi. Podeszłam do niego i przyłożyłam mu zimny metal
do gardła. Zdziwiłam się, gdy ujrzałam, że on się po prostu
zesikał.
-Taki
duży chłopczyk, a się moczy. No popatrz, popatrz. - uśmiechnęłam
się do siebie.
Łzy
ściskały mu po policzkach. A takiego twardziela udawał! Dopiero
teraz zauważyłam, że całej sytuacji przygląda się szczeniak.
Obserwowałam jego reakcje, gdy podcinałam ofierze gardło. Podbiegł
i zaczął zlizywać krew tak łapczywie, jakby nie pił cały,
upalny dzień, a mój kochanek powoli się wykrwawiał.
Hej :) nominowałam cię do Liebster Blog Awards. Więcej informacji znajdziesz na http://ostatnitaniec.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
seoanaa
Hej,
OdpowiedzUsuńMoje oczy płoną od błędów, ale fabuła ciekawa;)
1. Pierwsze co zrobiłam, to go nakarmiłam i dałam mu wody. Był taki maleńki i niechciany. Następnie wzięłam go na ręce i zaniosłam do łazienki, ponieważ był cały z błota. - piesek cały z błota? Moze z krwi i kości?;)
2. Wybrała jakie miski? Urwałaś w pół zdania...
3. Killer nawet lanie brzmi- fajny przymiotnik łanie:)
4. Piesek zlizujacy krew ofiary- epickie i kreatywne, gratulacje:)