Stałam
przed lusterkiem w łazience i zastanawiałam się, czy spiąć
włosy, czy zostawić je rozpuszczone. Zawsze wolałam chodzić w
rozpuszczonych, jednak dzisiaj coś mi w nich nie pasowało. Nie
miałam nawet się kogo zapytać, ponieważ mieszkałam tylko z
młodszym bratem, a on nie był za bardzo specem od takich rzeczy.
Postanowiłam jednak, że zapytam.
- Rozpuszczone, czy związać?
- uśmiechnęłam się.
- Kitka. Obojętne i tak go nie lubię – powiedział marszcząc nos. - Zbyt długo siedzisz w łazience.
Zastanawiałam się, dlaczego jest do niego wrogo nastawiony. Chłopak był naprawdę miły i miał boski uśmiech. Wyglądał na takiego, co lubi dzieci i się z nimi dobrze dogaduje, jednak pozory mylą. Tak naprawdę nic o nim nie wiedziałam. No, może nie licząc tego, co sam mi powiedział podczas naszego spotkania. Jednak nie wszystko musiało być prawdą. Okazało się, że zagadał do mnie, ponieważ spodobałam mu się i nie mógł się powstrzymać.
Upięłam włosy, a następnie wyszłam z łazienki. Miałam nadzieję, że naprawdę dobrze wyglądam. Nie ukrywałam, że troszeczkę mi na nim zależało. Spałam z wieloma facetami, jednak żaden nie miał dredów. Matt miał, a na dodatek pasowały mu jak zebrze paski. Gdyby charakter miał taki, jak wygląd, mogłam się w nim zakochać. Chociaż... wiedziałam, że ja się nigdy nie zakocham.
Na początku zaproponowałam, że spotkamy się sami – bez mojego brata. Rastaman jednak powiedział, że mam go wziąć, ponieważ chciał z nim także się zaprzyjaźnić, a poza tym lubi dzieci. Nie wiedziałam, ile z tego jest prawdą, tym bardziej, że nie zauważyłam tego jakoś szczególnie. Cieszyłam się jednak z takiego obrotu sprawy, ponieważ zostawienie go w domu tylko z Sedric'iem, nawet przywiązanym do łóżka, było bardzo złym pomysłem.
- Kitka. Obojętne i tak go nie lubię – powiedział marszcząc nos. - Zbyt długo siedzisz w łazience.
Zastanawiałam się, dlaczego jest do niego wrogo nastawiony. Chłopak był naprawdę miły i miał boski uśmiech. Wyglądał na takiego, co lubi dzieci i się z nimi dobrze dogaduje, jednak pozory mylą. Tak naprawdę nic o nim nie wiedziałam. No, może nie licząc tego, co sam mi powiedział podczas naszego spotkania. Jednak nie wszystko musiało być prawdą. Okazało się, że zagadał do mnie, ponieważ spodobałam mu się i nie mógł się powstrzymać.
Upięłam włosy, a następnie wyszłam z łazienki. Miałam nadzieję, że naprawdę dobrze wyglądam. Nie ukrywałam, że troszeczkę mi na nim zależało. Spałam z wieloma facetami, jednak żaden nie miał dredów. Matt miał, a na dodatek pasowały mu jak zebrze paski. Gdyby charakter miał taki, jak wygląd, mogłam się w nim zakochać. Chociaż... wiedziałam, że ja się nigdy nie zakocham.
Na początku zaproponowałam, że spotkamy się sami – bez mojego brata. Rastaman jednak powiedział, że mam go wziąć, ponieważ chciał z nim także się zaprzyjaźnić, a poza tym lubi dzieci. Nie wiedziałam, ile z tego jest prawdą, tym bardziej, że nie zauważyłam tego jakoś szczególnie. Cieszyłam się jednak z takiego obrotu sprawy, ponieważ zostawienie go w domu tylko z Sedric'iem, nawet przywiązanym do łóżka, było bardzo złym pomysłem.
Mieliśmy
spotkać się w parku w mieście. Mimo późnej jesieni nie wiało
zbyt bardzo i była w miarę ładna pogoda, także cieszyłam się,
że wybrał akurat to miejsce. Mimo tylko kilku chmurek na niebie nie
widziałam nikogo pomiędzy drzewami. W Dublinie rzadko się to tylko
po zamknięciu parku, no ale nie wiedziałam jak jest tam.
Około trzydzieści, albo czterdzieści metrów ode mnie było widać fontannę. Siadłam więc na ławce i wpatrywałam się w nią, czekając na kolegę. Jake beztrosko biegał gdzieś dookoła mnie, nie zważając na nic. Wolałam być dla niego siostrą i przyjaciółką, a nie matką, dlatego pozwalałam mu na więcej. Pamiętałam, jak to było, gdy sama byłam w jego wieku. Gdy uciekłam spod oka srogiej nauczycielki nie raz z kolegami wchodziłam na różne drzewa, jednak nigdy niczego poważnego sobie nie zrobiłam. Wiedziałam, że i on jest rozważny i ostrożny, dlatego nie przeszkadzało mi, gdy robił to, co każde dziecko w jego wieku.
Usłyszałam odgłos kroków, jednak gdy spojrzałam na ścieżkę za sobą nikogo nie ujrzałam. Przez myśl przeszło mi, że to odgłos biegającego Jacoba gdzieś pomiędzy drzewami, więc nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi. Było już za późno, gdy nagle poczułam ból w potylicy, a następnie zrobiło mi się ciemno przed oczami.
Poruszyłam głową i jednocześnie chciałam otworzyć oczy. Przeszył mnie jednak taki ból, że z początku zrezygnowałam z tego. Dopiero po chwili starając się nie ruszać powoli otworzyłam powieki. Na początku myślałam, że oślepłam, albo coś w tym stylu. Po chwili jednak moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności i zobaczyłam, że jestem w jakimś obskurnym pomieszczeniu wielkości stodoły, albo małej hali. Zastanawiałam się, co ja tam robię, w dodatku przywiązana do krzesła.
Około trzydzieści, albo czterdzieści metrów ode mnie było widać fontannę. Siadłam więc na ławce i wpatrywałam się w nią, czekając na kolegę. Jake beztrosko biegał gdzieś dookoła mnie, nie zważając na nic. Wolałam być dla niego siostrą i przyjaciółką, a nie matką, dlatego pozwalałam mu na więcej. Pamiętałam, jak to było, gdy sama byłam w jego wieku. Gdy uciekłam spod oka srogiej nauczycielki nie raz z kolegami wchodziłam na różne drzewa, jednak nigdy niczego poważnego sobie nie zrobiłam. Wiedziałam, że i on jest rozważny i ostrożny, dlatego nie przeszkadzało mi, gdy robił to, co każde dziecko w jego wieku.
Usłyszałam odgłos kroków, jednak gdy spojrzałam na ścieżkę za sobą nikogo nie ujrzałam. Przez myśl przeszło mi, że to odgłos biegającego Jacoba gdzieś pomiędzy drzewami, więc nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi. Było już za późno, gdy nagle poczułam ból w potylicy, a następnie zrobiło mi się ciemno przed oczami.
Poruszyłam głową i jednocześnie chciałam otworzyć oczy. Przeszył mnie jednak taki ból, że z początku zrezygnowałam z tego. Dopiero po chwili starając się nie ruszać powoli otworzyłam powieki. Na początku myślałam, że oślepłam, albo coś w tym stylu. Po chwili jednak moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności i zobaczyłam, że jestem w jakimś obskurnym pomieszczeniu wielkości stodoły, albo małej hali. Zastanawiałam się, co ja tam robię, w dodatku przywiązana do krzesła.
Gdy
sobie przypomniałam, ogarnął mnie paniczny lęk. Jake! Jego imię
chodziło mi po głowie niczym mały samochodzik i wrzynało mi się
w mózg, nie pozwalając skupić się na niczym innym. Bałam się
tak o kogoś tylko raz. O Simona. Zestresowałam się jeszcze
bardziej, więc odepchnęłam myśli o obydwóch braciach i skupiłam
się na mojej sytuacji.
Rozejrzałam się jeszcze raz, ale mimo wielkich chęci nie rozpoznałam nic w otoczeniu. Zaczęłam próbować wyrwać ręce z więzów na moich rękach, a następnie na nogach. Sznur był bardzo mocny i skończyło się to na tym, że werżnął mi się w skórę raniąc do krwi. Po mniej więcej piętnastu minutach musiałam przestać, ponieważ nie przynosiło to oczekiwanych rezultatów, a nie chciałam się wykrwawić. Miałam bardzo dobrą motywacje, aby wyrwać się stamtąd. Jacob.
Musiałam siedzieć nieruchomo nie chcąc urażać mojej bolącej głowy. Przyjrzałam się swojemu ciału, ale nie zauważyłam więcej obrażeń, niż już znalazłam. Nie miałam chyba wyciętej nerki, a moje ubrania, mimo poplamienia krwią i podarcia w niektórych miejscach, były tam, gdzie trzeba. Cieszyłam się z tego. Siedząc tak w prawie całkowitej ciemności i ciszy zaczęłam zasypiać, to znowu się budzić. Byłam wyczerpana z sił. Nie miałam nawet pojęcia, ile siedzę w tym starym magazynie. Godzinę? Dwie? Kilka dni? Tego nie mogłam wiedzieć. Czułam się, jakbym przed chwilą umarła, albo coś w tym stylu.
Rozejrzałam się jeszcze raz, ale mimo wielkich chęci nie rozpoznałam nic w otoczeniu. Zaczęłam próbować wyrwać ręce z więzów na moich rękach, a następnie na nogach. Sznur był bardzo mocny i skończyło się to na tym, że werżnął mi się w skórę raniąc do krwi. Po mniej więcej piętnastu minutach musiałam przestać, ponieważ nie przynosiło to oczekiwanych rezultatów, a nie chciałam się wykrwawić. Miałam bardzo dobrą motywacje, aby wyrwać się stamtąd. Jacob.
Musiałam siedzieć nieruchomo nie chcąc urażać mojej bolącej głowy. Przyjrzałam się swojemu ciału, ale nie zauważyłam więcej obrażeń, niż już znalazłam. Nie miałam chyba wyciętej nerki, a moje ubrania, mimo poplamienia krwią i podarcia w niektórych miejscach, były tam, gdzie trzeba. Cieszyłam się z tego. Siedząc tak w prawie całkowitej ciemności i ciszy zaczęłam zasypiać, to znowu się budzić. Byłam wyczerpana z sił. Nie miałam nawet pojęcia, ile siedzę w tym starym magazynie. Godzinę? Dwie? Kilka dni? Tego nie mogłam wiedzieć. Czułam się, jakbym przed chwilą umarła, albo coś w tym stylu.
Usłyszałam
dźwięk otwieranych metalowych drzwi. Otworzyłam oczy, ale od razu
je zamknęłam z powrotem. Nie chciałam, aby ta osoba wiedziała, że
jestem przytomna. Uchyliłam delikatnie powieki. Tak, aby nie było
to widoczne, ale żebym ja mogła ich widzieć. Zobaczyłam trzech
mężczyzn. Jednego z nich poznałam od razu. Był to mężczyzna ze
zdjęcia, które znalazłam w rzeczach mojego współlokatora. Tak
jak i na zdjęciu miał na sobie garnitur i obserwował mnie
wzrokiem. Kolesie stojący obok niego byli wielcy w szerz i łysi.
Wzrostem nie grzeszyli, ale za to nadrabiali mięśniami.
- Obudźcie ją – powiedział siwy mężczyzna.
Widząc dwóch typków podchodzących do mnie otworzyłam oczy i zaczęłam się rzucać. Facet, który najwyraźniej był wyżej w hierarchii od dwóch pozostałych zaśmiał się i wykonał gest, po którym pozostała dwójka wróciła obok niego.
- Witaj, Katherine Gray. Jak się miewasz – zakpił ze mnie, a ja splunęłam mu pod nogi. - To ja do ciebie tak grzecznie, a ty wykonujesz takie gesty w moją stronę?
- Gdzie jest Jacob – od razu przeszłam do sedna sprawy.
- Dlaczego się tak denerwujesz? Ja chcę tylko... porozmawiać – dokończył.
- Miłe warunki wybrałeś do tego celu – odburknęłam.
Widziałam na jego twarzy, że ma mieszane uczucia i się zastanawia. Mimo, że próbował zachować pokerową twarz, to nie do końca mu to wychodziło. Zdawało mi się, że gdzieś już widziałam taką minę, jednak nie potrafiłam sobie przypomnieć gdzie. Uznałam, że nie ma to większego znaczenia i skupiłam się na słowach mężczyzny.
- Jesteś niebezpieczna. Mogłabyś mi zrobić krzywdę – dobierał dokładnie słowa i wypowiadał je powoli. - Wypuszczę cię, jeżeli dostanę to, czego od ciebie oczekuję.
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, on jednak czekał, aż ja coś powiem.
- Możemy się dogadać, jak mi powiesz, gdzie jest mój brat.
Mężczyzna westchnął i kiwnął na swojego jednego przydupasa, a ten gdzieś wyszedł. Po chwili wrócił z malcem, który mu się wyrwał i od razu przybiegł do mnie.
- Nic ci nie jest? - zapytałam pospiesznie.
- Wszystko dobrze. Dlaczego jesteś przywiązana do krzesełka? - zapytał przerażony malec.
- Mną się nie martw – Wielkolud wyrwał go i wziął na ręce. - Uważaj na siebie! - krzyknęłam jeszcze, jak wychodzili przez drzwi.
- Czego ty tak w ogóle ode mnie chcesz? - warknęłam.
- Wiesz, kim ja jestem? - zapytał zdziwiony.
- Nie i nic mnie to nie obchodzi – próbowałam się pohamować, ponieważ wiedziałam, że krzyczenie na niego nic nie da. Nie potrafiłam jednak przestać.
- Twoim szefem i osobą, która może cię zabić. Wiesz, czego od ciebie chce? - zmarszczył brwi.
Trochę mnie zatkało. Domyślałam się, że to może być szef, ale gdy usłyszałam to z jego ust, to trafiło do mnie z potrójną siłą.
- Sedrica... - wyszeptałam.
- Właśnie. Wiem, że masz dużo wspólnego z jego zniknięciem. Gdzie się ukrywacie? Przyjdzie tu? - zaczął zadawać pytania.
- Nie, nie przyjdzie.
- W takim razie będę was trzymał tak długo, aż on się tu nie zjawi – puścił do mnie oczko, a ja miałam ochotę się wyrzygać.
Obrócił się na pięcie w celu wyjścia i zostawienia mnie samej.
- Zaczekaj – zawołałam.
Mimo, że przystanął tyłem do mnie, to widziałam, jak się uśmiecha.
- Mądra decyzja – powiedział, wracając na miejsce przede mnie. W tym czasie wrócił łysy typek z krzesłem dla szefa.
- Wiem gdzie jest Sedric i jestem w stanie ci go oddać. Jednak coś za coś. Odpowiesz mi na parę pytań.
Mężczyzna uśmiechnął się.
- Wiedziałem, że jesteś twarda, ale nie sądziłem, że aż tak. Słucham.
- Czy Sedric jest aż tak dobrym pracownikiem, że chcesz go z powrotem?
Zaśmiał się. Widziałam w jego oczach prawdziwe rozbawienie. Spojrzałam też na jego ochroniarzy. Stali na baczność ze złożonymi rękoma i patrzyli się przed siebie pustym wzrokiem.
- Co jest w tym takiego zabawnego? - zmarszczyłam brwi.
- Sedric wcale nie jest moim pracownikiem. Jest moim synem.
Był to dla mnie duży szok. Synem? Spodziewałam się wszystkiego, ale chyba nie tego. Teraz zrozumiałam, skąd to podobieństwo do kogoś. To nie on mi kogoś przypominał, tylko Sedric jego. Gdybym nie była przywiązana, palnęłabym się w głowę, że prędzej tego nie zauważyłam. Wróciłam myślami do czasu gdy pierwszy raz zobaczyłam Sed'a, aż do teraz. Najpierw pomyślałam, że dużo kłamał, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że on mi nic nie mówił, także jednocześnie nie skłamał. To ja sobie w głowie układałam wszystko i najwyraźniej zrobiłam to źle. Narósł we mnie duży gniew i już nie byłam słaba i wyczerpana. Adrenalina, która napłynęła do moich żył ożywiła mnie tak, że miałam ochotę wszystkich zabić.
- Widzę zaskoczenie malujące się na twojej twarzy, Coś nie tak? - zapytał z niby troską.
- Nie wiedziałam o tym – przyznałam. - Gdy powiedział mi, że szef kazał mnie pilnować i musimy zamieszkać razem... - nie skończyłam, bo mi przerwał.
- Tak ci powiedział? Interesujące.
- Dlaczego chcesz go dostać w swoje ręce? - zapytałam.
- Bo zawsze sprawiał problemy. Miał mi pomagać i przewodzić całym tym burdelem. Jednak on nie potrafił wypełnić nawet najprostszego zadania. Raz zleciłem mu zabicie faceta, to spękał. Nie potrafił tego zrobić, a zgrywał wielkiego cwaniaka. Miał pośredniczyć między pracownikami a mną, to także paprał robotę. Mimo dużego wynagrodzenia zabierał większość kasy, więc pracownikom nie opłacało się pracować. Nie dziwię im się, skoro zamiast po 150 tysięcy zarabiali po 20... Na dodatek zlecał zabójstwa, które wcale nie wychodziły ode mnie. Po prostu wkurzył go jakiś barman, albo zlała go laska.
Zrozumiałam, że mnie także okradał. Nie mogłam nawet odłożyć zbyt dużo, ponieważ zarabiałam mało, jak na taką robotę. Zastanawiałam się, ile osób zginęło, chociaż wcale nie powinno.
- Jak się dowiedziałem, że zamiast mieszkać u siebie o mieszka z tobą i na dodatek jesteście razem, to się nieźle wściekłem. Chciałem zabić jego, jak i ciebie i małego. Kiedy jednak przyjechałem osobiście, aby to uczynić, okazało się, że wasz dom płonie. Prawie zgarnęła nas policja, ponieważ myślała, że jesteśmy podpalaczami. Bardzo się zdenerwowałem, że uciekliście. Teraz powinienem odstrzelić ci głowę.
- Problem jest w tym, że ja nie wiedziałam nic na ten temat. Nie powiedział mi dosłownie nic. Wiedziałam tylko tyle, że ma na imię Sedric i nic poza tym. Dawał mi teczki, a potem kasę. Ewentualnie, gdy potrzebowałam jakąś broń, to mi ją załatwiał – zaczęłam swoje wyjaśnienia. - Przyjechał za mną nawet, gdy byłam na wakacjach w Polsce. Potem podarował mi domek na odludziu, co mnie bardzo zdziwiło. Myślałam, że lubi życie blisko miasta, ale najwyraźniej się myliłam. Następnie oznajmił mi, że dostał polecenie od szefa i musi mnie pilnować cały czas. Reszta sama jakoś się ułożyła.
- Dupek – skomentował ojciec Rick'a. - Zawsze odwalał takie akcje. Już wiesz, po co mi on? Chcę się go pozbyć. Jestem nawet skłonny wybaczyć ci zabicie mojej bliskiej przyjaciółki.
Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Wróciłam myślami do kobiet które zabiłam. Jedna z nich była starszą panią, a druga młodą lesbijką, która raczej odpadała.
- Chodzi o kobietę, którą miałam zmasakrować? Tak było napisane w aktach... - przyznałam.
- Moją byłą żonę sam kazałem ci zabić. Chodzi o młodą dziewczynę, która pracowała w dużym biurze. Miało jej nie być tamtego dnia, jednak zaszła pomyłka i była. A ty, nie wiadomo czemu ją zabiłaś. Może sypiała ze wszystkim, co się rusza, ale była świetna w łóżku.
Czułam, że coraz bardziej nie lubię tego człowieka. Coraz bardziej chciało mi się rzygać, a on swoimi słowami mi w tym nie pomagał. Chciałam się na niego rzucić i zrobić mu krzywdę, jednak było to nie możliwe.
- Zakończmy to – powiedział. - Nic więcej nie musisz wiedzieć – machnął na swoich przydupasów. Gdy zobaczyłam, że wyciągnęli noże, wystraszyłam się. Oni jednak po prostu porozcinali więzy i wreszcie mogłam wstać. Oczywiście zakręciło mi się w głowie i gdyby nie pomoc jednego z nich, to upadłabym na ziemię.
- Obudźcie ją – powiedział siwy mężczyzna.
Widząc dwóch typków podchodzących do mnie otworzyłam oczy i zaczęłam się rzucać. Facet, który najwyraźniej był wyżej w hierarchii od dwóch pozostałych zaśmiał się i wykonał gest, po którym pozostała dwójka wróciła obok niego.
- Witaj, Katherine Gray. Jak się miewasz – zakpił ze mnie, a ja splunęłam mu pod nogi. - To ja do ciebie tak grzecznie, a ty wykonujesz takie gesty w moją stronę?
- Gdzie jest Jacob – od razu przeszłam do sedna sprawy.
- Dlaczego się tak denerwujesz? Ja chcę tylko... porozmawiać – dokończył.
- Miłe warunki wybrałeś do tego celu – odburknęłam.
Widziałam na jego twarzy, że ma mieszane uczucia i się zastanawia. Mimo, że próbował zachować pokerową twarz, to nie do końca mu to wychodziło. Zdawało mi się, że gdzieś już widziałam taką minę, jednak nie potrafiłam sobie przypomnieć gdzie. Uznałam, że nie ma to większego znaczenia i skupiłam się na słowach mężczyzny.
- Jesteś niebezpieczna. Mogłabyś mi zrobić krzywdę – dobierał dokładnie słowa i wypowiadał je powoli. - Wypuszczę cię, jeżeli dostanę to, czego od ciebie oczekuję.
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, on jednak czekał, aż ja coś powiem.
- Możemy się dogadać, jak mi powiesz, gdzie jest mój brat.
Mężczyzna westchnął i kiwnął na swojego jednego przydupasa, a ten gdzieś wyszedł. Po chwili wrócił z malcem, który mu się wyrwał i od razu przybiegł do mnie.
- Nic ci nie jest? - zapytałam pospiesznie.
- Wszystko dobrze. Dlaczego jesteś przywiązana do krzesełka? - zapytał przerażony malec.
- Mną się nie martw – Wielkolud wyrwał go i wziął na ręce. - Uważaj na siebie! - krzyknęłam jeszcze, jak wychodzili przez drzwi.
- Czego ty tak w ogóle ode mnie chcesz? - warknęłam.
- Wiesz, kim ja jestem? - zapytał zdziwiony.
- Nie i nic mnie to nie obchodzi – próbowałam się pohamować, ponieważ wiedziałam, że krzyczenie na niego nic nie da. Nie potrafiłam jednak przestać.
- Twoim szefem i osobą, która może cię zabić. Wiesz, czego od ciebie chce? - zmarszczył brwi.
Trochę mnie zatkało. Domyślałam się, że to może być szef, ale gdy usłyszałam to z jego ust, to trafiło do mnie z potrójną siłą.
- Sedrica... - wyszeptałam.
- Właśnie. Wiem, że masz dużo wspólnego z jego zniknięciem. Gdzie się ukrywacie? Przyjdzie tu? - zaczął zadawać pytania.
- Nie, nie przyjdzie.
- W takim razie będę was trzymał tak długo, aż on się tu nie zjawi – puścił do mnie oczko, a ja miałam ochotę się wyrzygać.
Obrócił się na pięcie w celu wyjścia i zostawienia mnie samej.
- Zaczekaj – zawołałam.
Mimo, że przystanął tyłem do mnie, to widziałam, jak się uśmiecha.
- Mądra decyzja – powiedział, wracając na miejsce przede mnie. W tym czasie wrócił łysy typek z krzesłem dla szefa.
- Wiem gdzie jest Sedric i jestem w stanie ci go oddać. Jednak coś za coś. Odpowiesz mi na parę pytań.
Mężczyzna uśmiechnął się.
- Wiedziałem, że jesteś twarda, ale nie sądziłem, że aż tak. Słucham.
- Czy Sedric jest aż tak dobrym pracownikiem, że chcesz go z powrotem?
Zaśmiał się. Widziałam w jego oczach prawdziwe rozbawienie. Spojrzałam też na jego ochroniarzy. Stali na baczność ze złożonymi rękoma i patrzyli się przed siebie pustym wzrokiem.
- Co jest w tym takiego zabawnego? - zmarszczyłam brwi.
- Sedric wcale nie jest moim pracownikiem. Jest moim synem.
Był to dla mnie duży szok. Synem? Spodziewałam się wszystkiego, ale chyba nie tego. Teraz zrozumiałam, skąd to podobieństwo do kogoś. To nie on mi kogoś przypominał, tylko Sedric jego. Gdybym nie była przywiązana, palnęłabym się w głowę, że prędzej tego nie zauważyłam. Wróciłam myślami do czasu gdy pierwszy raz zobaczyłam Sed'a, aż do teraz. Najpierw pomyślałam, że dużo kłamał, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że on mi nic nie mówił, także jednocześnie nie skłamał. To ja sobie w głowie układałam wszystko i najwyraźniej zrobiłam to źle. Narósł we mnie duży gniew i już nie byłam słaba i wyczerpana. Adrenalina, która napłynęła do moich żył ożywiła mnie tak, że miałam ochotę wszystkich zabić.
- Widzę zaskoczenie malujące się na twojej twarzy, Coś nie tak? - zapytał z niby troską.
- Nie wiedziałam o tym – przyznałam. - Gdy powiedział mi, że szef kazał mnie pilnować i musimy zamieszkać razem... - nie skończyłam, bo mi przerwał.
- Tak ci powiedział? Interesujące.
- Dlaczego chcesz go dostać w swoje ręce? - zapytałam.
- Bo zawsze sprawiał problemy. Miał mi pomagać i przewodzić całym tym burdelem. Jednak on nie potrafił wypełnić nawet najprostszego zadania. Raz zleciłem mu zabicie faceta, to spękał. Nie potrafił tego zrobić, a zgrywał wielkiego cwaniaka. Miał pośredniczyć między pracownikami a mną, to także paprał robotę. Mimo dużego wynagrodzenia zabierał większość kasy, więc pracownikom nie opłacało się pracować. Nie dziwię im się, skoro zamiast po 150 tysięcy zarabiali po 20... Na dodatek zlecał zabójstwa, które wcale nie wychodziły ode mnie. Po prostu wkurzył go jakiś barman, albo zlała go laska.
Zrozumiałam, że mnie także okradał. Nie mogłam nawet odłożyć zbyt dużo, ponieważ zarabiałam mało, jak na taką robotę. Zastanawiałam się, ile osób zginęło, chociaż wcale nie powinno.
- Jak się dowiedziałem, że zamiast mieszkać u siebie o mieszka z tobą i na dodatek jesteście razem, to się nieźle wściekłem. Chciałem zabić jego, jak i ciebie i małego. Kiedy jednak przyjechałem osobiście, aby to uczynić, okazało się, że wasz dom płonie. Prawie zgarnęła nas policja, ponieważ myślała, że jesteśmy podpalaczami. Bardzo się zdenerwowałem, że uciekliście. Teraz powinienem odstrzelić ci głowę.
- Problem jest w tym, że ja nie wiedziałam nic na ten temat. Nie powiedział mi dosłownie nic. Wiedziałam tylko tyle, że ma na imię Sedric i nic poza tym. Dawał mi teczki, a potem kasę. Ewentualnie, gdy potrzebowałam jakąś broń, to mi ją załatwiał – zaczęłam swoje wyjaśnienia. - Przyjechał za mną nawet, gdy byłam na wakacjach w Polsce. Potem podarował mi domek na odludziu, co mnie bardzo zdziwiło. Myślałam, że lubi życie blisko miasta, ale najwyraźniej się myliłam. Następnie oznajmił mi, że dostał polecenie od szefa i musi mnie pilnować cały czas. Reszta sama jakoś się ułożyła.
- Dupek – skomentował ojciec Rick'a. - Zawsze odwalał takie akcje. Już wiesz, po co mi on? Chcę się go pozbyć. Jestem nawet skłonny wybaczyć ci zabicie mojej bliskiej przyjaciółki.
Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Wróciłam myślami do kobiet które zabiłam. Jedna z nich była starszą panią, a druga młodą lesbijką, która raczej odpadała.
- Chodzi o kobietę, którą miałam zmasakrować? Tak było napisane w aktach... - przyznałam.
- Moją byłą żonę sam kazałem ci zabić. Chodzi o młodą dziewczynę, która pracowała w dużym biurze. Miało jej nie być tamtego dnia, jednak zaszła pomyłka i była. A ty, nie wiadomo czemu ją zabiłaś. Może sypiała ze wszystkim, co się rusza, ale była świetna w łóżku.
Czułam, że coraz bardziej nie lubię tego człowieka. Coraz bardziej chciało mi się rzygać, a on swoimi słowami mi w tym nie pomagał. Chciałam się na niego rzucić i zrobić mu krzywdę, jednak było to nie możliwe.
- Zakończmy to – powiedział. - Nic więcej nie musisz wiedzieć – machnął na swoich przydupasów. Gdy zobaczyłam, że wyciągnęli noże, wystraszyłam się. Oni jednak po prostu porozcinali więzy i wreszcie mogłam wstać. Oczywiście zakręciło mi się w głowie i gdyby nie pomoc jednego z nich, to upadłabym na ziemię.
Stałam
przed drzwiami swojego mieszkania, a oni byli zaraz za mną. Powoli
przekręciłam klucz w zamku i weszłam do środka. Po drodze w
pośpiechu wsadziłam rękę do szuflady i wyciągnęłam mojego
Colta. Szybko wbiegłam po drewnianych schodach do najmniejszego
pokoju na piętrze. Przekręciłam klucz w drzwiach tego
pomieszczenia i otworzyłam je. Zobaczyłam, że więzień się
wydostał, zerwał sznur, którym był przywiązany do łózka i stał
wpatrując się we mnie z niedowierzanie. Było to już jednak bez
znaczenia. Chciałam to zakończyć bardzo szybko. Pociągnęłam za
spust trzykrotnie, powalając swojego byłego chłopaka na ziemię, a
następnie broń włożyłam do ręki szefa. Nie patrzyłam na jego
minę, ale wiedziałam, że maluje się na niej zaskoczenie. Zbiegłam
na dół i zauważyłam nieznanego mi mężczyznę, który trzyma na
rękach mojego małego braciszka.
Wzięłam go na swoje ręce i wyszłam z domu zostawiając wszystko. Nie interesowało mnie już, czy ktoś znajdzie te wszystkie trupy, co się stanie z nowym domem, ani ze wszystkimi naszymi rzeczami. Byłam brudna, podrapana, a w dodatku wszystko mnie bolało. To jednak także się nie liczyło – chciałam jedynie spokoju i normalnego życia wraz z bratem.
Przez ten cały czas w mojej głowie pojawiła się tylko jedna myśl – koniec z facetami do końca mojego życia. Nie chciałam już być dziwką, która krzywdzi ludzi. Istniało tyle zawodów, a z odłożonej kasy mogłam wyjechać gdziekolwiek.
W kieszeni podartych jeansów miałam tylko kartę kredytową ze środkami na nowe, już normalne życie. Powolnym krokiem zaczęłam oddalać się w stronę najbliższej stacji na najbliższy pociąg gdzieś daleko wraz ze śpiącym dzieckiem i najwierniejszym przyjacielem u boku.
Wzięłam go na swoje ręce i wyszłam z domu zostawiając wszystko. Nie interesowało mnie już, czy ktoś znajdzie te wszystkie trupy, co się stanie z nowym domem, ani ze wszystkimi naszymi rzeczami. Byłam brudna, podrapana, a w dodatku wszystko mnie bolało. To jednak także się nie liczyło – chciałam jedynie spokoju i normalnego życia wraz z bratem.
Przez ten cały czas w mojej głowie pojawiła się tylko jedna myśl – koniec z facetami do końca mojego życia. Nie chciałam już być dziwką, która krzywdzi ludzi. Istniało tyle zawodów, a z odłożonej kasy mogłam wyjechać gdziekolwiek.
W kieszeni podartych jeansów miałam tylko kartę kredytową ze środkami na nowe, już normalne życie. Powolnym krokiem zaczęłam oddalać się w stronę najbliższej stacji na najbliższy pociąg gdzieś daleko wraz ze śpiącym dzieckiem i najwierniejszym przyjacielem u boku.