wtorek, 21 stycznia 2014

Rozdział IV

     Ron przywiózł mnie do domu. Byłam zbyt zmęczona, żeby myśleć nad tym co robię, więc podałam mu mój adres, a on mnie przywiózł.
Nawet wyciągnął z auta i zaprowadził do samego pokoju.
- Mieszkasz tutaj sama?
- Yhym - nie miałam nawet siły wymawiać słów.
- Piękny i duży dom.
- Yhym - pragnęłam jedynie iść już spać. Czułam, jak rozebrał mnie do samej bielizny, a następnie położył na łóżku i przykrył kołdrą.
- Dobranoc kocie - pocałował mnie w czoło.
     Otworzyłam oczy i byłam u siebie w pokoju w swoim łóżku. Spojrzałam na zegarek: 12:14. No ładnie. Usłyszałam wibracje telefonu. Powoli zwlekłam się z łóżka i wzięłam komórkę do ręki.
     "Mam nadzieję, że słodko się spało. Tęsknię. Twój R."
     Jezu, znowu on! Ale chcąc nie chcąc, spało mi się dobrze jak nigdy dotąd. Czułam się świetnie.
     "Spało mi się znakomicie. Nawet nie pamiętam jak odjeżdżałeś"
     To akurat była prawda.
     "Byłaś tak zmęczona, że padłaś jak mucha. Odezwę się do Ciebie za trzy dni. Muszę wyjechać w sprawach służbowych. Buziaki. Twój R."
     Ta, w sprawach służbowych. Już sobie wyobrażałam, jak wyglądały jego sprawy służbowe. Ale nie chciałam sobie tym zawracać głowy. Pomyślałam, że skoro mam wolny dzień (w sumie to trzy) to zajmę się trochę sobą, a zacznę od biegania.
     Przebrałam się w mój ulubiony dres, włosy związałam wysoko w kucyk, a na uszy wsadziłam słuchawki. Następnie ubrałam wygodne buty, włączyłam muzykę i zamknęłam dom. Kierowałam się w stronę parku. Biegłam powoli, truchtem, nigdzie się nie spieszyłam. Moje stopy ledwo dotknąwszy ziemi już się od niej odbijały po czym robiły to samo. Biegłam cały czas jednym rytmem. Rytmem muzyki, która grała mi w uszach. Zastanawiałam się nad swoim życiem.
     Kim zostałam? Nie oszukując się - mordercą. Chciałabym powiedzieć, że kiedyś było inaczej, że będąc mniejsza chciałam zostać lekarzem i ratować ludzkie życie, albo prawnikiem i pomagać ludziom, ale skłamałabym. Od dziecka nienawidziłam ludzi. Jest to najbardziej zakłamana rasa, pasożyt na ziemi. Nie można ich - chociaż w sumie nas - wytępić. Pożary, powodzie, trzęsienia ziemi, a my dalej chodzimy po tym świecie.
     Natura stara się bronić, ale jest coraz bardziej bezbronna. Nie może nic na to poradzić. Gdybym mogła zabiłabym każdego człowieka na ziemi, ale niestety nie mogam. Teraz byłam w punkcie, gdzie zarabiałam na życie zabijając. Jednak najgorsze było to, że mi się to podobało, że byłam z tego dumna. Ludzie są fałszywi, a ja, no cóż, przebiegła i spragniona ofiar oraz krwi.
     Wsłuchałam się w słowa płynące ze słuchawek i już nie myślałam o niczym. Powoli czułam zmęczenie.
     Tylko do tego drzewa i odpoczynek - pomyślałam.
     Gdy tylko dobiegłam do celu oparłam się o korę i próbowałam złapać oddech. Zaniedbałam się ostatnio. Straciłam kondycję. "Trzeba będzie to zmienić" - obiecałam sobie. Ściągnęłam słuchawki na szyję i...
....i usłyszałam pisk. Pomyślałam, że mi się wydawało lub, że to ze słuchawek, ale na wszelki wypadek wyłączyłam odtwarzanie. Po kilku sekundach znowu pisk i znowu, tym razem trochę głośniej. Ciekawa, skąd to dochodzi, poszłam w tą stronę. Przedzierałam się przez krzaki, które mimo, że miałam długi rękaw i nogawki rysowały bezkształtne rysunki na moich kończynach. Nie przeszkadzało mi to, miałam wysoki próg bólu.
     Już chciałam się poddać, gdy zobaczyłam, jak coś się poruszyło. To był płócienny worek - to stamtąd dochodziły te dźwięki. Podeszłam i wziąwszy go na na ręce otworzyłam go. W środku był czarno-biały szczeniak. Miał słodką mordkę i długie oklapnięte uszka. Popatrzył się na mnie swoimi wielkimi oczami i polizał mnie po twarzy. Rozejrzałam się dookoła, ale nie zobaczyłam nikogo. Co za idiota mógł coś takiego zrobić? Zrozumiałabym, gdyby ktoś wrzucił mi go na podwórko, albo gdyby biegał luzem gdzieś w mieście, ale żeby tak w worku w parku na pewną śmierć? Przytuliłam go do siebie i zabrałam do domu.
     Pierwsze co zrobiłam, to go nakarmiłam i dałam mu wody. Był taki maleńki i niechciany. Następnie wzięłam go na ręce i zaniosłam do łazienki, ponieważ był cały z błota. O dziwo nie uciekał, nie kulił się, tylko stał dumnie z otwartym pyszczkiem i wywalonym jęzorem. Chyba lubił wodę. Gdy już był czysty to powycierałam go i stwierdziłam, że musimy iść na zakupy. Wzięłam go pod pachę i pokierowałam się w stronę sklepu.
     W sklepie zaczęłam oglądać miski. Były przeróżne, we wszystkich kolorach tęczy, duże, małe, metalowe, plastikowe. Wybrałam duże metalowe miski o gumowych dnach, żeby nie ślizgały się po podłodze. Piesek wyglądał na takiego, co urośnie duży, więc żeby nie musieć zmieniać ich za jakiś czas, wzięłam
W następnej kolejności podeszłam do półek z karmą. Wzięłam największy worek suchej i pięć dużych puszek mokrej. Do tego psie smakołyki. Następnie wybrałam mu obróżkę i smycz. Był to komplet w czarno czerwonym kolorze. Przy obroży była trójkątna chusta, dzięki czemu wyglądał pięknie.
     Potem dział zabawek. Kupiłam mu dwie piłeczki i gumową kość. Byłam zadowolona. Mogłam sobie pozwolić na wydanie połowy swoich oszczędności, bo jak dobrze by poszło, dostałabym grubą kasę. Na sam koniec oglądałam wielkie akwaria, terraria i mini wybiegi ze zwierzętami. Byłam tu pierwszy raz i uważałam, że jest tutaj przepięknie.
     Zastanawiałam się jeszcze nad legowiskiem, ale zdałam sobie sprawę, że i tak się nie przyda. Killer będzie spał ze mną. Killer? Nie rozumiem, dlaczego tak powiedziałam. No ale... w sumie to może być. Killer nawet łanie brzmi. Teraz już wiedziałam, że zostanie ze mną. Jeżeli nadasz czemuś imię, jesteś za to odpowiedzialny.
Resztę dnia spędziłam na zabawie z nim. Nie wiem jakim cudem, ale już nauczyłam go komendy siad i zostań. Wieczorem wypuściłam go za dom i poszłam się wykąpać. Potem poszliśmy spać.

     Poczułam zimny dotyk na lewym boku. Było to bardzo przyjemne. Nie chciało mi się otwierać oczu, tak fajnie się spało.
- Killer, jeszcze chwila - wymruczałam, jeszcze śpiąc.
- Jesteś pewna, że jestem Killer? - usłyszałam szeptanie przy moim uchu. Wystraszona odepchnęłam napastnika i próbując się wyswobodzić z kołdry spadłam z łóżka. Był to bolesny upadek na plecy. Jęknęłam z bólu. Nad moją twarzą ukazała się głowa Rona. Podał mi rękę.
     - Musiałeś mnie tak wystraszyć? - nakrzyczałam na niego odrzucając jego pomoc. Dźwignęłam się na nogi, jednak ból złapał mnie ponownie i Ron jednak mnie złapał.
- Kurde, przepraszam. Nie chciałem cię tak przestraszyć - przytulił mnie do siebie. - Chciałem ci zrobić miłą niespodziankę.
- Miłą niespodziankę? - odsunęłam się od niego. - Super przywitanie! Całe plecy mnie bolą! - obróciłam się tyłem do niego.
- Oj już nie przesadzaj kocie - przytulił mnie. - Nie cieszysz się?
- Nie! - udawałam, że jestem obrażona.
- Nie chciałem no... - pocałował mnie w szyję.
- Ewentualnie mogę rozważyć tą propozycję - pozwalałam się przytulać i całować. - Ale musisz sobie zasłużyć.
     W głębi duszy cieszyłam się, że przyjechał.
- Miałeś wrócić dopiero pojutrze - odezwałam się pierwsza.
- Wyszły małe komplikacje.
- Coś poważnego?
- Nie zawracaj sobie tym główki maleńka.
     Kurde, wcale nie byłam mała. Jednak nie chciałam się czepiać, było mi za dobrze w jego ramionach.
     Wiedziałam, na co liczy. Chciał mnie po prostu przelecieć. Już po chwili zaczął ciągnąć mnie w kierunku łóżka. Spojrzałam na niego swoim kocim wzrokiem i powiedziałam:
- Jakieś ostatnie słowo, zanim z tobą skończę? - przygryzłam wargę.
- Kocham cię – skłamał. Widziałam to w jego oczach.
     Wstałam i wyszłam z pokoju. Otworzyłam szufladę kuchenną i zastanawiałam się nad wyborem. W końcu mój wzrok padł na długi, mocno naostrzony nóż. Wzięłam go do ręki i wróciłam, by dokończyć to, co zaczęłam.
     Gdy wróciłam do pokoju, on już siedział bez koszulki na łóżku – tyłem do drzwi. Podeszłam do niego i przyłożyłam mu zimny metal do gardła. Zdziwiłam się, gdy ujrzałam, że on się po prostu zesikał.
-Taki duży chłopczyk, a się moczy. No popatrz, popatrz. - uśmiechnęłam się do siebie.

     Łzy ściskały mu po policzkach. A takiego twardziela udawał! Dopiero teraz zauważyłam, że całej sytuacji przygląda się szczeniak. Obserwowałam jego reakcje, gdy podcinałam ofierze gardło. Podbiegł i zaczął zlizywać krew tak łapczywie, jakby nie pił cały, upalny dzień, a mój kochanek powoli się wykrwawiał.

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Rozdział III

     Jeszcze spałam, a raczej byłam pogrążona w półśnie, jednak coś mi nie pasowało. Poduszka nie była taka jak powinna, było za gorąco i nawet powietrzem inaczej się oddychało. Otworzyłam lekko jedno oko. Gdzie ja jestem? To nie był mój pokój.
Leżałam tak dobrych pięć minut, zanim uświadomiłam sobie, gdzie jestem i co ja tu robię. Zastanawiałam się, czy postąpiłam słusznie. W sumie, nie zrobiłam nic złego. Skoro ma umrzeć, chyba dobrze, że przeleciał jakąś laskę kilka dni prędzej. Kilka dni? Nie zabiję go od razu.
     Dopiero teraz dokładniej rozejrzałam się po sypialni. Pośrodku krótszej ściany stało duże łóżko, a po jednej i drugiej stronie szafki nocne z lampkami. Na ścianie po lewej stronie stała duża szafa, a zaraz za nią drzwi. Na ścianie naprzeciwko łóżka mała szafka z konsolą i całą kolekcją gier, a nad nią wisiała wielka plazma. 
Na pozostałej, czwartej ścianie było okno, a pod nim ciepły grzejnik. Podeszłam tam. Zobaczyłam widok na piękne, duże podwórze, na którym stał duży basen oraz duży pawilon. Musiał być chyba nieźle dziany.
     Obróciłam się w stronę... Jak on miał na imię? No tak, Rooney. Spojrzałam na Rooney'a. Wyglądał tak słodko i tak bezbronnie, gdy spał. Miałam go ochotę schrupać normalnie. Może, gdybyśmy spotkali się w innych okolicznościach, coś by z tego było? Haha, bardzo śmieszne.
     Nie to, że nie lubiłam czułości, czy czegokolwiek podobnego, ale nienawidziłam ograniczeń. Lubiłam być niezależna, a co do facetów, to kilka razy zdarzały się akcje takie, jak ta. Byłam atrakcyjna, więc nie miałam problemów z podrywem, ale zdawałam sobie sprawę, że związki na stałe są przereklamowane.
     Podniosłam z ziemi leżący tam koc i owinęłam się nim, a następnie skierowałam się w kierunku drzwi w poszukiwaniu swoich ubrań. Pozbierałam je i ubrałam się. Potem po cichu opuściłam jego dom. W głowie powoli układałam sobie, co zamierzam dzisiaj zrobić.
    Szłam do domu, a z nieba leciała mżawka. W połowie drogi mijałam sklep spożywczy i zdałam sobie sprawę, że mam pustą lodówkę. Już miałam tam wejść, gdy przypomniałam sobie, w co jestem ubrana. "No cóż, będę musiała przyjść tu jeszcze raz" – pomyślałam.
     Gdy otworzyłam drzwi domu od razu z ulgą ściągnęłam niewygodne szpilki i udałam się do łazienki. Zrzuciłam ubranie i nalałam sobie wody do wanny. Dużo wody i jeszcze więcej piany. Zanurzyłam się po samą szyję i leżałam tak chyba z godzinę.

     Usłyszałam wibracje. Otworzyłam oczy. Kurwa, zasnęłam. Woda była już zimna. Wyszłam szybko i owinęłam się ręcznikiem. Poszłam do siebie do pokoju po ubrania i włożyłam je na siebie. Następnie wysuszyłam włosy i zrobiłam sobie ciepłą herbatkę. Przypomniało mi się o sms'ie. Wzięłam telefon do ręki.
     "Piękna, nie podobało Ci się wczoraj, że tak uciekłaś ode mnie? Mi się podobało bardzo. Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy. Twój R."
     Na myśl o wczorajszej nocy, na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Dobrze, że wpisałam rano w jego komórkę mój numer. Myślałam jednak, że go nie zauważy, a tu proszę. Twój R.? Jesteś mój i czyj inny nie będziesz już. Będę twoją ostatnią.
     "Możemy się dzisiaj spotkać."
     Nie musiałam długo czekać na odpowiedź od niego.
     "Dzisiaj u mnie o 21:00. Będę na Ciebie czekał mała"
Hmmm, do 21 miałam jeszcze trochę czasu. Tym razem chciałam zabawić się z nim inaczej. Wyszłam przed dom pozbierać gazety. Wróciwszy do salonu siadłam na kanapę i upiłam łyk z herbaty. Zaczęłam przeglądać prasę.
Polityka - nudy.
Gwałt - normalka.
Postrzelenie - codzienność.
Kradzież - debile.
Prostytucja - nie mają nic innego do roboty?
Konie puszczone luzem po Dublinie - haha.
Uczniowie powiesili psa nauczyciela - lol
Lavena nadal nie odnaleziona – Kurwa.
     "Chłopak osiemnastoletniej Lav apeluje. Jego dziewczyna wyszła pół roku temu na imprezę i nadal nie wróciła. Była ubrana w jeansy, baleriny oraz szary sweterek." - gówno prawda, jak ją załatwiłam, była ubrana w miniówkę, która odkrywała jej pół tyłka a szpilki były tak wysokie, że jakby krzywo stanęła, śmierć na miejscu. Miała też krótki top z cyckami prawie na wierzchu.
- "Może nie uczyła się najlepiej, ale nie było źle. Była grzeczną, ułożoną dziewczyną." - Mówi chłopak.
     Nie mogłam czytać tego pierdolenia. Była dziwką, nie chodziła do szkoły, a na jej widok chciało mi się rzygać. Po prostu zabiłam ją, bo mnie wkurwiała. Dopiłam herbatę i zdecydowałam się doczytać jednak do końca.
"Policja nie natrafiła na żaden ślad. Ostatni raz widzianą ją, jak wychodziła z domu. Ktokolwiek widział ją chociaż przez chwilę proszony jest o kontakt." Pod spodem był napisany numer telefonu oraz adres e-mail. Nie mają nic na mnie. Haha. Wstawiłam kubek do zmywarki, a gazetę schowałam pod stolik.
     Wzięłam portfel, ubrałam buty i wyszłam sklepu. Niedaleko mnie znajdował się polski sklep. Nie mam pojęcia, gdzie to jest, ale mieli najlepsze żarcie. Przywitałam się, oczywiście po angielsku i zabrałam się za kupowanie. Wzięłam chleb, ser, sałatę, ogórki i jajka na pyszne kanapki. Na obiad kupiłam warzywa na patelnie. Dodatkowo musli, jogurt, wodę i udałam się do kasy. Ci, którzy widzieli moją listę zakupów, mogliby pomyśleć, że się odchudzam. Błąd. Ja po prostu uwielbiałam tak jeść. Smakowało mi to.
     Po powrocie do domu ugotowałam jajka, pokroiłam je w plasterki i zrobiłam kanapki. Zjadłam chyba pół bochenka. Najedzona i szczęśliwa wzięłam się za sprzątanie. Powrzucałam naczynia do zmywarki i nastawiłam ją. Pościerałam okruchy z szafek i zabrałam się za odkurzanie i mycie podłóg.
     Najdłużej zajęło mi doprowadzenie do czystości dywanu w moim pokoju. Jednak był on warty tego czasu. Był puchaty, zawsze ciepły i miał śliczny kolor. Potem położyłam się w już czystym salonie i zajęłam się czytaniem ciekawego kryminału. Zabawne.
     Gościu od dwóch lat ściga seryjnego mordercę, lecz za każdym razem on mu się umyka. Okazuje się jednak, że to nie facet jak przypuszczał, tylko dziewczyna. I to nie byle jaka. To jego dziewczyna. Ale się uśmiałam. Nawet nie wiedziałam kiedy, gdy zegar wybił godzinę osiemnastą. Zrobiłam sobie warzywa na patelni, a zjadłszy je udałam się do łazienki w celu wyszykowania się. Po jakimś czasie, byłam gotowa.
     Na dworze było w miarę ciepło, jednak pogoda w Irlandii często się zmieniała. Miałam nadzieję, że nie zacznie padać. Mimo tego, że deszczyk był ciepły, to nie chciałam przemoknąć. Tym razem ubrałam normalne adidasy zamiast szpilek. Moje nogi znowu by tego nie zniosły. Szłam powoli, nigdzie się nie spieszyłam. Jeżeli się spóźnię, to nawet dobrze.
     Jednak w głębi serca nie mogłam się doczekać. Czy uważam się za dziwkę? Nie. Nie brałam za to nic, jedynie czerpałam przyjemność. Nie leciałam na każdego, musiał mi się podobać, być pociągający. Po prostu lubiłam mieć życie erotyczne.
     Powoli dochodziłam do jego domu. Zabawne, czułam motylki w brzuchu. Podeszłam do drzwi i zapukałam. Gdy zobaczyłam Rona, od razu uczucie ustało. Stałam się spokojna.
- Witaj piękna - przywitał mnie słowami i soczystym pocałunkiem.
- Witaj mój kocie - cieszyłam się na jego widok.
- Mam dla ciebie propozycję. Kupiłem szampana, wsiądźmy w auto i pojedźmy gdzieś. - jego łobuzerski uśmiech zwalał mnie z nóg.
- Jestem za, ale bez większych niespodzianek. - przystałam na jego ofertę.
     Wsiedliśmy w samochód i wyruszyliśmy w drogę. Nie wiedziałam, gdzie dokładnie się kierujemy i co mój nieznajomy zamierza, no ale cóż. Liczyłam na powtórkę z wczoraj. Dojechaliśmy do małego lasku, i zaparkowaliśmy. Bez słów złapał mnie za rękę i ciągnął w głąb. Wspinaliśmy się w górę na wzgórze. Na samym wierzchu była polana. Ron rozłożył tam koc i nalał nam po lampce szampana.
- Dlaczego rano uciekłaś? - przerwał ciszę.
- Od razu uciekłam. Po prostu musiałam iść do domu i nie chciałam się budzić...
- Bujać to my, ale nie nas. Takie kity to możesz mamusi wciskać, ale nie mi skarbie - nie uwierzył, a ja przemilczałam to. Zaskoczył mnie pocałunkiem. - Rozumiem, że moja mała ma swoje tajemnice.
     Mała to jest twoja pała pomyślałam, chociaż nie była to prawda.
- Jak każdy kocie, jak każdy - uśmiechnęłam się do niego i opróżniłam resztę musującego napoju. Patrzałam się na niego, podziwiając go.
- Lubię, jak pożerasz mnie wzrokiem, maleńka - hmm, sama bym tego lepiej nie ujęła.
- Tylko nie maleńka, tylko nie maleńka - zrobiłam minę małego szczeniaka - Ty za to powiedz mi, jakie masz korzenie, że masz taką urodę. Większość Iroli jest ruda, gruba, piegowata, a ty...
- Co ja?
- Pociągasz mnie jak diabli - uśmiechnął się na te słowa.
- Chcesz jeszcze? - zabrał mi z ręki pustą lampkę i dolał do pełna.
     Nie wiedziałam nawet kiedy, a opróżniliśmy dwie butelki. Leżałam w jego ramionach i patrzeliśmy się w gwiazdy. Nagle, coś poruszyło się w krzakach.
- Co to było? - udawałam przestraszoną dziewczynę w potrzebie.
- Zrobiłaś oczy jak pięć euro. Poczekaj zobaczę, tylko nigdzie się stąd nie ruszaj.
- Bardzo śmieszne.
     Wstał i poszedł w stronę dźwięku. Minęła minuta, dwie, pięć, dziesięć. Nie powiem, naprawdę się obawiałam. Nie dużo, ale jednak. Nagle coś poruszyło się po drugiej stronie.
- Ron? Ron, to ty? - teraz czułam adrenalinę w żyłach.
- Buuuuuu - usłyszałam krzyk z za pleców i coś chwytającego mnie w pasie. Gdyby nie to, zapewne bym upadła. Uwolniłam się z uścisku, a gdy się obróciłam zobaczyłam kogo? Jego!
- Żartowniś się znalazł! Spierdalaj! - odwróciłam się do niego tyłem i założyłam ręce na piersi.
- Ale nie denerwuj się, to tylko żart... Taki mały psikus... - złapał mnie i przytulił.
     - Żart? Mały psikus? Prawie zawał dostałam, nie dotykaj mnie! - byłam na niego wściekła. Zabiłabym go tu i teraz, wiedziałam jednak, że jestem zbyt mocno pijana i albo nie dałabym mu rady, albo by mnie za to zamknęli.
- Ciiiii - tym razem złapał mnie mocniej i przytulił do siebie. Nie umiałam się uwolnić.
- Albo mnie puścisz, albo zacznę krzyczeć - byłam naprawdę wściekła

- I tak cię tutaj nikt nie usłyszy złotko - wyszeptał mi do ucha. Miał rację. Przestałam się szarpać, a on powoli rozluźniał uścisk, który stał się bardziej czuły.
     Tej nocy długo rozmawialiśmy, aż w końcu wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do domu. Do mojego domu.

Rozdział II

     Nie wiem, czego się spodziewałam, gdy otwierałam kopertę. Starszego, grubego gościa w podeszłym wieku z dwójką dzieci, żoną, psem i wielkim domkiem w przedmieściach? Starszego ode mnie, sławnego w okolicy mężczyzny, który zajmuje jakieś wysokie stanowisko?
     Nie wiem, ale na pewno nie przystojnego, trochę starszego ode mnie chłopaka. Zastanawiało mnie, co takiego przeskrobał, czym zasłużył sobie na taką karę, ale nic konkretnego nie przychodziło mi do głowy.
     Dokładnie przestudiowałam wszystkie dane, które dostałam od faceta z parku. Miejsce zamieszkania mojego celu znajdowało się jakoś pół godziny piechotą ode mnie. Nie wiedziałam tylko, jak ja to niby zrobię. Podejdę do drzwi, zapukam a gdy mi otworzy powiem "Hej, jestem Kath. Jesteś może sam w domu, bo mam zlecenie i bardzo mi przykro, ale muszę cię zabić?" .
     Na samą myśl takiego wydarzenia uśmiechnęłam się, ponieważ wydawało mi się to strasznie komiczne, chociaż wcale nie było. Śmieszne było to, że wcale nie martwiłam się, że kogoś zamierzam zabić. Dawało mi to straszną satysfakcję. Zajrzałam do pustej, jak mi się wydawało koperty i znalazłam w niej dwie rzeczy: mały kluczyk i karteczkę. Wzięłam do ręki to pierwsze i przyjrzałam się. No cóż, kluczyk jak kluczyk. Przeszłam więc szybko do liściku:
     „Kluczyk, który dołączyłem, powinnaś nosić zawsze przy sobie, ponieważ otwiera on skrytkę, w której znajdziesz wszystkie potrzebne rzeczy. Na wykonanie zadania masz dwa tygodnie”.
     Poniżej krótkiej wiadomości znajdował się opis miejsca skrytki. Obróciłam kawałek papieru na drugą stronę, ale była ona czysta. Schowałam wszystko z powrotem do koperty, a tą, do biurka.
     Nie miałam pojęcia, od czego zacząć, ponieważ zawsze przychodziło to jakoś samo, bez wcześniejszych przygotowań, dlatego było to dla mnie teraz szczególnie trudne. Pomyślałam, że się trochę ogarnę i pójdę na spacer, co na pewno dobrze mi zrobi. Wstałam więc i poszłam do łazienki. Włączyłam swoją ulubioną muzykę, zatkałam wannę i zaczęłam napuszczać wody lejąc przy tym pod strumień mój ulubiony żel pod prysznic.
     Rzadko robiłam sobie kąpiele z pianą, ale pomyślałam, że dzisiaj zrobię sobie wyjątek. Powoli rozbierałam się w rytm muzyki przyglądając się sobie w lustrze. Pomyślałam, że moi rodzice musieli mi przekazać bardzo dobre geny, ponieważ nigdy nie musiałam się odchudzać, a pomimo tego miałam świetną figurę: brzuch wiecznie płaski, piersi nie za duże, nie za małe, tyłek lekko wystający, ale najbardziej podobały mi się moje nogi. Łydki były bardzo umięśnione, a na udach nigdy nie miałam rozstępów, czy czegokolwiek podobnego.
     Zakręciłam wodę i powoli zanurzyłam się po samą szyję. Leżąc tak i myśląc doszłam do wniosku, że przyda mi się rozerwać. Zmieniłam zdanie i stwierdziłam, że pójdę do klubu, gdzie kilka razy widziano chłopaka, którego musiałam znaleźć. Jednak nie wydawało mi się, że go tam spotkam.
     Sięgnęłam po gąbkę, nalałam na nią jeszcze trochę mojego żelu i dokładnie się umyłam. Następnie jeszcze raz namydliłam nogi i je ogoliłam. Umyłam także włosy. Gdy wyszłam uczesałam włosy i je wysuszyłam. Jakbym ich nie układała i tak zrobią to po swojemu, więc już dawno dałam sobie spokój.
     Przed wyjściem z łazienki owinęłam się ręcznikiem i poszłam do siebie. Stojąc przed szafą nie wiedziałam co ubrać. W końcu zdecydowałam się na czarne legginsy, czarno-czerwone szpilki i koszulkę w kolorze butów. Na to ubrałam cienką kurtkę, wsadziłam do niej telefon i wyszłam z domu uprzednio go zamykając.
     Nigdy nie bałam się chodzić wieczorem, czy w nocy gdziekolwiek. Chociaż byłam niezbyt silną dziewczyną to umiałam sobie radzić z napalonymi facetami. Chociaż nie zawsze chciałam.

     Podchodząc do klubu, słyszałam głośną muzykę i czułam smród potu, papierosów i alkoholu. Nie przeszkadzało mi to jednak ani trochę, ponieważ chciałam się zabawić. Oddałam kurtkę do szatni, podeszłam do baru i zamówiłam sobie pierwszego i nie ostatniego zapewne drinka. Wypiwszy go zaczęłam tańczyć. Po chwili zdarzyło się coś, czego się nie w ogóle nie spodziewałam.
     Przy barze siedział on. Mój cel. Był jeszcze przystojniejszy, niż na zdjęciu. Miał kruczoczarne włosy, a głębie jego oczu widziałam z pewnej odległości. Na dodatek uśmiechnął się do mnie, po czym wstał i zaczął zmierzać w moją stronę. Miałam na to dwa tygodnie, a miało się to stać już dzisiaj? Zaskoczyło mnie to trochę, no ale ułatwi mi zadanie. Brązowooki podszedł do mnie i popatrzył mi głęboko w oczy.
     - Napijesz się drinka, mała? - powiedział podnosząc pytająco brew.
- Dlaczego akurat ja? - zapytałam obracając się do niego plecami. Nagle poczułam jak obejmuje mnie i przyciąga do siebie.
- Proszę - wyszeptał mi prosto do ucha.
     Pokiwałam potakująco głową i pozwoliłam się poprowadzić do baru. Mój nowy znajomy zamówił nam kolejkę i odezwał się.
- Co taką ślicznotkę tu sprowadza i to na dodatek samą? - miał miły łobuzerski uśmiech.
- To co każdego. Przyszłam się pobawić - odwzajemniłam jego uśmiech. - A co do tego, że nie znam tu nikogo... wprowadziłam się niedawno i jakoś nie miałam okazji nikogo poznać - skłamałam.
- W takim razie jestem twoim pierwszym? Cóż za zaszczyt. Rooney jestem. - pożerał mnie wzrokiem.
- Katharine - wypiłam duszkiem to, co miałam w szklance.
- Ładne imię. Podobasz mi się - powiedział szczerze.
-Dziękuję, ale nie czas na takie wyznania. Czas na... taniec! - złapałam go za rękę i zaciągnęłam trochę dalej.
     Stwierdziłam, że świetnie umie tańczyć. Co on ze mną robił! Nawet nie zauważyłam, że zrobiło się bardzo późno, a ja byłam jeszcze bardziej pijana. Chociaż może mi się wydawało.
     Dookoła mnie zataczało się dużo ludzi o wiele bardziej nawalonych ode mnie. Większość towarzystwa poszła już dawno do domu, zapewne w większości obudzą się z kacem.
     Nagle dwóch ledwo stojących na nogach gości zaczęło się kłócić przekrzykując muzykę. Po chwili wyższy uderzył tego niższego i zrobiło się nie przyjemnie. Przyglądała się temu zdarzeniu kobieta, o którą chyba bili się obaj panowie. Była bardzo rozweselona tym, co się stało. Nawet nie zauważyłam, kiedy potwornie zachciało mi się spać. Byłam wykończona.
- Chodź, wyjdźmy już stąd i tak zrobiło się nieprzyjemnie. - złapał mnie za rękę, czytając mi w myślach.
     Pozwoliłam się wyprowadzić i wsadzić do taksówki. Przytuliłam się do niego, a on objął mnie ramieniem.
- Pojedziemy do mnie, dobrze? - gdy to powiedział, chciałam kategorycznie zaprotestować. Gdybyśmy pojechali do mnie, mogłabym go z... Jezu, jak on na mnie patrzył tymi brązowymi ślepiami. Jednak zaczekam, mam dwa tygodnie. Do tego czasu zrobię z nim...
- Kath, Kath - jego głos wyrwał mnie z rozmyślań.
- Przepraszam, zamyślił... - nie zdołałam dokończyć, bo przyssał się do mnie. Najpierw gwałtownie, jednak gdy mu się poddałam robił to delikatniej, nigdzie się nie spiesząc. Pieścił moje wargi i podniebienie delikatnie swoim językiem, który był przyjemnie ciepły. Zaczął podgryzać moją wargę, by następnie delikatnie ją ssać.
- Tak wiem - czułam jego gorący oddech pod swoim uchem, gdy to do mnie mówił. Czułam jego wargi na swojej szyi i nie potrafiłam się oprzeć. - Zbliżamy się do celu.
- Nigdy tu nie byłam - wypowiadając te słowa spojrzałam przez okno.      Oczywiście, że już tu byłam. Wiedziałam także dokładnie, gdzie on mieszka. Taksówka się zatrzymała, a Rooney wyciągnąwszy mnie z auta wziął mnie na ręce. - Co ty robisz? Nie wygłupiaj się!
      Jednak podobało mi się. Był silny, gdy mnie niósł, wydawało mi się, że w ogóle nie odczuwa tego, ile ważę. Jakbym była lekka jak piórko. Kiedy uporał się z otwieraniem drzwi, wniósł mnie do środka i postawił na podłogę.
     - Robisz coś w niewłaściwej kolejności, przenoszenie przez drzwi jest nie przed, ale po - tym razem znowu mi przerwał z powrotem przyklejając się do moich ust.
- Pamiętaj, żadnego ślubu przed seksem! - powiedział, po czym wybuchnęliśmy śmiechem.

sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział I

     Był chłodny, pochmurny wieczór. Siedziałam w swoim pokoju, jedząc popcorn i oglądając w telewizji stary film, który opowiadał o grupce przyjaciół, którzy wybrali się w podróż zobaczyć trupa. Leciała akurat scena, gdzie najlepsi kumple biegli torami uciekając przed pędzącym pociągiem, gdy usłyszałam dźwięk dzwoniącego telefonu.
     W pierwszej chwili chciałam go zignorować, ale zaciekawiło mnie, kto mógł ode mnie czegokolwiek chcieć. Przeciągając się, powoli zwlekłam się z łóżka, założyłam kapcie i leniwym krokiem podreptałam w kierunku dochodzącego dźwięku. Podniosłam słuchawkę.
- Halo? - odpowiedziała mi cisza.
- Kto mówi? - usłyszałam męski głos.
- Katharine, ale o co chodzi?
- Wiem czym się zajmujesz - gdy usłyszałam te słowa pierwszy raz od bardzo długiego czasu naprawdę się przeraziłam. Moje kolana stały się miękkie, a głos utknął mi w gardle. - Spotkajmy się w parku niedaleko twojego domu za godzinę i porozmawiajmy. Będę czekał na twojej ławce.
     Usłyszałam sygnał zerwanego połączenia. Stałam tak jednak ze słuchawką przy uchu dobre dziesięć minut, zanim tak naprawdę dotarło do mnie, co się stało. Ktoś odkrył moją tajemnicę. Z przerażeniem w oczach upuściłam słuchawkę na podłogę i nawet nie zauważyłam kiedy, gdy znalazłam się z powrotem na kanapie. Wiedziałam, że kiedyś to się musiało wydać, ale nie spodziewałam się, że tak szybko.
     „To na pewno nie gliniarz, bo po co dzwoniłby do mnie? Zamknęli by mnie od razu. Mam tam iść? Pójdę. Dowiem się czego ode mnie chce. Najwyżej zrobię z nim to, co z pozostałymi. Tak, tak zrobię” - pomyślałam. Wstałam, wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i wysuszyłam włosy. Założyłam buty i wyszłam z domu.

     Gdy dochodziłam do parku, nie myślałam o niczym. Nie interesowało mnie, czy to był żart, czy on naprawdę wie, czy komuś powiedział. Byłam w swoim stanie. Tak nazywałam amok, który mnie ogarniał. Mój stan. Były to najcudowniejsze chwile jakie przeżywałam.
     Zobaczyłam go. Siedział tam, gdzie powiedział, że będzie. Żadnego zaskoczenia. Był sam. Prawie bezszelestnie podeszłam do niego. Mimo tego, że nie mógł mnie zobaczyć, ani usłyszeć, odezwał się.
- Dziękuję, że przyszłaś. Nie rozumiem tylko, dlaczego zachodzisz mnie od tyłu. Przyszedłem tu w pokojowych zamiarach - byłam zupełnie zdezorientowana, jednak starałam się zachować zimną krew.
- A więc słucham, co masz mi do powiedzenia i mam nadzieję, że to coś ważnego. Spędzałam miło czas - w tym momencie nieznajomy wstał i siadł ponownie, tym razem przodem do mnie.
     Przyjrzałam mu się, miał czarne włosy, miły łobuzerski, miły uśmiech i z tego co zdążyłam zauważyć, był wysoki. W innych okolicznościach, mogłabym się z nim umówić. Jednak moją uwagę zwróciło coś innego - jego oczy. Nie potrafiłam określić ich barwy, bliżej źrenic były brązowe, a przy białkach błękitne. Pierwszy raz widziałam coś tak pięknego. Wpatrywałam się w nie hipnotycznie, nie potrafiąc oderwać wzroku choć na chwilę.
     - Powiadasz, że spędzałaś miło czas? Leniąc się przed telewizorem i jedząc popcorn? - jego słowa wyrwały mnie z rozmyślań. - Wysłuchaj mnie, a dowiesz się, co mam ci do powiedzenia. Poza tym, książka była lepsza...
- Podglądałeś mnie? Skąd wiesz co robiłam? Co ty sobie myślisz, że postoisz pod moim oknem, będziesz gapił się na mnie pięć minut, a następnie zadzwonisz i będę na twoje każde zawołanie? Poza tym skąd masz mój numer i nie patrz się tak na mnie! Nie lubię jak ktoś się tak na mnie patrzy!
     Sama nie rozumiałam, dlaczego zaczęłam krzyczeć i dlaczego się tak zdenerwowałam. Jego obecność tak na mnie działała i te oczy... Mam słabość do oczu, ale nie rozumiem, dlaczego te aż tak mnie paraliżowały... Stałam tak i czekałam na jego reakcje. On jednak tylko zmierzył mnie wzrokiem i posłał łobuzerski uśmiech.
     Powoli czas zwolnił. Zauważyłam krople deszczu lecącą w zwolnionym tempie z liścia starego dębu, która spadła mu na policzek. Gdy spłynęła po brodzie wyglądało to niemal tak, jakby uronił łzę. Wyglądał żałośnie, a jednocześnie na swój sposób słodko.
Miałam go jednak ochotę zabić. Przeżywałam mieszane uczucia. Ten drobiazg tak na mnie zadziałał, że w końcu z rezygnacją podeszłam do starego spróchniałego kawałka drewna i usiadłam obok tego bruneta.
     - Gdybyś się choć trochę uspokoiła, wytłumaczył bym ci, na czym rzecz polega. Ale widzę, że jesteś niedojrzała emocjonalnie, wściekasz się na mnie, chociaż nic ci nie zrobiłem - zadziwiły mnie jego mądre słowa.
     Stwierdziłam, że może jednak ma racje. W końcu przyszłam tu właśnie po to, aby wysłuchać co ma mi do powiedzenia.
- A więc słucham, nie mamy całej nocy - powiedziałam, już bardziej spokojna. - Co masz mi do powiedzenia?
- Mój szef, którego nazwiska nigdy nie będziesz miała zaszczytu poznać, zlecił obserwacje ciebie, która trwa już od pewnego czasu. Zauważyliśmy, że przejawiasz pewne, hmmm, skłonności i chciałby złożyć ci propozycje - doskonale wiedziałam, co ma na myśli mówiąc skłonności.
- A więc zamieniam się w słuch.
- Zawrzyjmy układ - zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż sugestia. - Zrobisz coś dla mojego chlebodawcy, a twoja mała tajemnica, pozostanie nadal tajemnicą. - jego nonszalancka postawa zaczęła mnie irytować.
     Gapiłam się w niego pustym wzrokiem. Jak on śmie mnie szantażować?! Czy on zdaje sobie sprawę kim ja jestem i co potrafię? Najwyraźniej nie. Przecież to absurd. Po co ja w ogóle tu przychodziłam? Mogłam siedzieć w domu owinięta kocem i oglądać głupie seriale. Jednak wzięłam się na odwagę i postanowiłam go wysłuchać.
     - Domyślam się, o czym mówisz. Jednak żebym się zgodziła przystać na twoją jak mniemam, propozycję nie do odrzucenia, muszę znać więcej szczegółów. Chcę także wiedzieć kim jesteś, kto cię przysłał i dlaczego mnie obserwujecie i jeszcze jedno, dlaczego ja.
- Jest kilka zasad. Po pierwsze żadnych nazwisk, nie musisz wiedzieć zbyt dużo, lepiej dla ciebie, jak i dla nas. Po drugie, to co jednak wiesz, zostaje tylko i wyłącznie między nami. Nie możesz powiedzieć o tym nikomu. Po trzecie, wynagrodzenia, które dostajesz, musisz się pozbyć do końca miesiąca. Po czwarte robisz to od tej pory tylko i wyłącznie dla nas. Po piąte, ostatnie i najważniejsze - złamiesz jedną z tych zasad, a role się odwrócą.
- Co będę z tego miała?
- Jak już mówiłem, wynagrodzenie. Dostaniesz pól pieniędzy jako zaliczkę, a drugie pół po wykonaniu zadania. Dostaniesz wszystko co potrzebujesz, aby dobrze wykonać robotę. Żadnych pytań, bazujesz na tym, co dostaniesz w kopercie.
     Patrzyłam się na niego z niedowierzaniem. A więc to naprawdę o to chodzi. Zastanawiałam się, czy przyjąć jego propozycje. Z jednej strony, to co mówił było strasznie interesujące, ale z drugiej bardzo niebezpieczne. Rodziny, ani przyjaciół nie miałam, faceci się przewijali, ale nie zamierzałam żadnego trzymać na stałe. Jednak, jeżeli ktoś zapytałby się o to, czym się zajmuję? Co mu wtedy miałam odpowiedzieć? Przecież nie prawdę. Już wyobrażałam sobie minę któregoś z nich..
- Jest jeszcze jedno. Jeżeli coś pójdzie nie tak, przeniesiemy cię w inne miejsce, nawet w innym kraju. Dostaniesz domek, paszport i co będzie potrzebne. Wszystko ci zapewnimy. - powiedział posyłając mi uśmiech.
     To brzmiało nawet lepiej. Zawsze chciałam się gdzieś przenieść. Poza tym, nic mnie tutaj nie trzymało. Nie miałam dzieci, nie miałam nawet psa. Moi rodzice zginęli dawno temu. Nawet sąsiedzi nie zauważali mojej nieobecności. Nie miałam nic do stracenia. Jednak nie wiedziałam, czy mogę ufać temu gościowi. Pojawił się w moim życiu zaledwie godzinę temu, nie wiedziałam czy miał dobre intencje. Co, jeżeli chciał mnie wykorzystać? Ale skąd znałby moją tajemnicę? Postanowiłam spróbować mu zaufać i zobaczyć, co z tego wyjdzie.
     Spojrzałam na park. Jakieś pięćset metrów od nas biegła para z labradorem, śmiejąc się. Pies skakał wokoło nich radośnie poszczekując. Co chwila wyprzedzał ich i rozpędzał się do granic możliwości. Po chwili jednak znajdował interesujący patyk, lub coś podobnego i wąchał to, czekając na właścicieli. Parę listków powoli leciało z wiatrem zataczając kręgi w powietrzu, by następnie upaść na ziemię.
     Była jesień, bardzo piękna pora roku. Drzewa mieniły się wszystkimi kolorami, od jeszcze zieleni, po już czerwień. W oddali zobaczyłam idącego jeża. Stwierdziłam, że przyroda jest bardzo piękna i zazdroszczę temu, kto miał tak bujną wyobraźnię, żeby wymyślić coś tak pięknego. Jesień zawsze oznaczała zmiany w życiu, tym razem dla mnie na dobre.
-Wiem, że potrzebujesz trochę czasu, aby to przemyśleć, więc pomyślałem, że jak już się zdecydujesz...
-Nie - przerwałam mu stanowczo. - Już się zdecydowałam.
-Mądra dziewczynka i jeszcze mądrzejsza decyzja. Cóż, zostaje mi tylko wręczyć ci to - podał mi granatową kopertę z oczyma jak u diabła w górnym prawym rogu. - To twój pierwszy cel, twoja pierwsza ofiara. Zabij ją....

     Gdy znalazłam się już w domu, nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Zostanę płatnym mordercą? To było takie nierealne. Siedziałam na łóżku i co chwila zerkałam na teczkę, którą miałam na kolanach. Bałam się ją otworzyć.
     Jeżeli będzie tam ktoś, kogo znam? Jeżeli nie będę potrafiła tego zrobić? Jeżeli złapie mnie policja? Po głowie kłębiło mi się tyle pytań, na które odpowiedzi będą po czasie, albo nie dostanę ich wcale.
Zastanawiałam się, jak to się wszystko zaczęło, jak doszło do tego, że jestem w tym miejscu swojego życia, a mówiąc otwarcie, jak zabiłam pierwszego człowieka? Nie zapomina się swojej pierwszej ofiary, to tak jak twój pierwszy raz.
     W domu dziecka gnębiła mnie jedna dziewczyna. Nie podobało jej się to, że leciało na mnie więcej chłopaków niż na nią. Znęcała się ze swoimi koleżankami nade mną psychicznie. Kiedy skończyła osiemnaście lat, myślałam, że wszystko ucichnie. Dwa lata później ja także stałam się pełnoletnia i wyprowadziłam się. Jednak mój spokój nie trwał długo, miesiąc później usłyszałam Gdy otworzyłam drzwi, ujrzałam właśnie ją. Okazało się, że szukała kogoś i przypadkiem natrafiła na mój dom. Przywitała mnie słowami "Nie wierze, że to ty pokrako! Przychodzę zapytać o drogę a otwiera mi najbrzydsze dziecko świata, ruda wiewióra! Dalej masz tyle piegów na tej twojej pomarańczowej buźce!" Mówiła to tak, jakbym to ja przyszła do niej nie ona do mnie. Ze spokojem zaszczyciłam ją zaproszeniem do mojego domu, a ona popełniła błąd i skorzystała z niego.
     Kiedy odwróciła się tyłem do mnie, dostała celny cios w potylice i upadła na ziemie. Podniosłam ją, posadziłam na krześle, a ręce i nogi związałam tak, żeby nie mogła nimi ruszać. Gdy się ocknęła, zaczęła wydzierać się wniebogłosy, więc ją zakneblowałam.
     Ogarnął mnie amok, jakiego nie doznałam nigdy w życiu i straciłam panowanie nad sobą. Znęcałam się nad nią przez pół godziny. Przez ten czas pokiereszowałam jej twarz, odcięłam każdy palec jaki miała a następnie ogoliłam ją na łyso. Rany posypałam solą i zostawiłam tak. Poszłam za dom i wykopałam głęboki na dwa i pół meta dół, a następnie wrzuciłam ją do niego i pogrzebałam żywcem. Nie mam pojęcia, skąd wzięłam tyle siły, żeby ją podnieść i zanieść taki kawał.
     Gdy skończyłam swoją robotę, ze spokojem stwierdziłam, że to czas w końcu zasadzić drzewo, które kupiłam tydzień temu. Zrobiłam to na miejscu jej wiecznego snu. Zdążyło ono urosnąć już dosyć duże i miało się dobrze. W końcu gówno od wieków było najlepszym nawozem. Potem spokojnie posprzątałam bałagan, jaki zrobiła i wzięłam długi, długi prysznic.
     Na drugi dzień nastąpiło przerażenie. Zastanawiałam się, co ja najlepszego zrobiłam, bo przecież tak nie można. Jednak zdałam sobie sprawę, że podobało mi się to, jak zabiłam swoją pierwszą ofiarę. W końcu poczułam spokój, a uśmiech na mojej twarzy nareszcie był szczery. Czułam, że takie zachowanie wejdzie mi w nawyk.
     W końcu wzięłam do ręki kopertę od nieznajomego kolorowookiego i ją otworzyłam.

Prolog

Czym jest strach?
Jest to stan, w którym kucasz na desce klozetowej w śmierdzącej kałem i moczem, lepiącej się od wymiocin miejskiej toalecie i chociaż drzwi twojej kabiny są zamknięte, wiesz, że nie stanowią żadnej przeszkody dla napastnika. Jest środek nocy i wiesz, że nikt ci już nie pomoże. W ustach czujesz metaliczny posmak krwi z pogryzionego języka. Po karku spływa ci pot, który wsiąka w ubranie. Zapach ekskrementów staje się coraz silniejszy, ale to nie twój węch się wyostrza. Czujesz coś ciepłego, spływającego po twojej nodze. Spoglądasz w dół i widzisz się tworzącą wokół ciebie żółto-brązową kałużę. Właśnie stąd ten smród.
To twój smród. Strach jest tak paraliżujący, że zapominasz o oddychaniu. Nie masz kontroli nad sobą, ale wiesz, że nie możesz wydać choćby najmniejszego dźwięku. Niestety wiesz też, że nie masz najmniejszej szansy na przeżycie... Oczy, chociaż są zaciśnięte do granic wytrzymałości, chcą wylecieć na mokre buty.
Słyszysz skrzypienie starych zawiasów, a potem ryglowane drzwi wejściowych do łazienki. Serce podchodzi ci do gardła, a reszta objawów się nasila. Dźwięk kroków powoli zbliża się do twojej kabiny. Teraz tylko modlisz się o przeżycie. Słyszysz coraz głośniejszy stukot butów. Po grobowej ciszy, która zdaje się trwać w nieskończoność, lekko uchylasz oczy. Nie masz pojęcia, jak to się dzieje, ale napastnik stoi tuż przed tobą i patrzy ci się prosto w oczy. Jedyne co widzisz, to zieleń splatającą się z płomiennie rudym kolorem. W życiu nie widziałeś tak głębokiego odcienia jakiejkolwiek barwy. Nie masz siły krzyczeć. Próbujesz, ale ciało całkiem odmawia ci posłuszeństwa. Szczególnie język. Dostrzegasz błysk ostrza i chcesz się bronić, jednak widzisz tylko zielone oczy. Nie możesz ruszyć żadną cząstką swojego ciała. Następnie zimny metal leży na twojej szyi. Finiszujesz z głową w toalecie, a resztą ciała przed nią.

Tak właśnie kończą moje ofiary. Czują strach.