sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział I

     Był chłodny, pochmurny wieczór. Siedziałam w swoim pokoju, jedząc popcorn i oglądając w telewizji stary film, który opowiadał o grupce przyjaciół, którzy wybrali się w podróż zobaczyć trupa. Leciała akurat scena, gdzie najlepsi kumple biegli torami uciekając przed pędzącym pociągiem, gdy usłyszałam dźwięk dzwoniącego telefonu.
     W pierwszej chwili chciałam go zignorować, ale zaciekawiło mnie, kto mógł ode mnie czegokolwiek chcieć. Przeciągając się, powoli zwlekłam się z łóżka, założyłam kapcie i leniwym krokiem podreptałam w kierunku dochodzącego dźwięku. Podniosłam słuchawkę.
- Halo? - odpowiedziała mi cisza.
- Kto mówi? - usłyszałam męski głos.
- Katharine, ale o co chodzi?
- Wiem czym się zajmujesz - gdy usłyszałam te słowa pierwszy raz od bardzo długiego czasu naprawdę się przeraziłam. Moje kolana stały się miękkie, a głos utknął mi w gardle. - Spotkajmy się w parku niedaleko twojego domu za godzinę i porozmawiajmy. Będę czekał na twojej ławce.
     Usłyszałam sygnał zerwanego połączenia. Stałam tak jednak ze słuchawką przy uchu dobre dziesięć minut, zanim tak naprawdę dotarło do mnie, co się stało. Ktoś odkrył moją tajemnicę. Z przerażeniem w oczach upuściłam słuchawkę na podłogę i nawet nie zauważyłam kiedy, gdy znalazłam się z powrotem na kanapie. Wiedziałam, że kiedyś to się musiało wydać, ale nie spodziewałam się, że tak szybko.
     „To na pewno nie gliniarz, bo po co dzwoniłby do mnie? Zamknęli by mnie od razu. Mam tam iść? Pójdę. Dowiem się czego ode mnie chce. Najwyżej zrobię z nim to, co z pozostałymi. Tak, tak zrobię” - pomyślałam. Wstałam, wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i wysuszyłam włosy. Założyłam buty i wyszłam z domu.

     Gdy dochodziłam do parku, nie myślałam o niczym. Nie interesowało mnie, czy to był żart, czy on naprawdę wie, czy komuś powiedział. Byłam w swoim stanie. Tak nazywałam amok, który mnie ogarniał. Mój stan. Były to najcudowniejsze chwile jakie przeżywałam.
     Zobaczyłam go. Siedział tam, gdzie powiedział, że będzie. Żadnego zaskoczenia. Był sam. Prawie bezszelestnie podeszłam do niego. Mimo tego, że nie mógł mnie zobaczyć, ani usłyszeć, odezwał się.
- Dziękuję, że przyszłaś. Nie rozumiem tylko, dlaczego zachodzisz mnie od tyłu. Przyszedłem tu w pokojowych zamiarach - byłam zupełnie zdezorientowana, jednak starałam się zachować zimną krew.
- A więc słucham, co masz mi do powiedzenia i mam nadzieję, że to coś ważnego. Spędzałam miło czas - w tym momencie nieznajomy wstał i siadł ponownie, tym razem przodem do mnie.
     Przyjrzałam mu się, miał czarne włosy, miły łobuzerski, miły uśmiech i z tego co zdążyłam zauważyć, był wysoki. W innych okolicznościach, mogłabym się z nim umówić. Jednak moją uwagę zwróciło coś innego - jego oczy. Nie potrafiłam określić ich barwy, bliżej źrenic były brązowe, a przy białkach błękitne. Pierwszy raz widziałam coś tak pięknego. Wpatrywałam się w nie hipnotycznie, nie potrafiąc oderwać wzroku choć na chwilę.
     - Powiadasz, że spędzałaś miło czas? Leniąc się przed telewizorem i jedząc popcorn? - jego słowa wyrwały mnie z rozmyślań. - Wysłuchaj mnie, a dowiesz się, co mam ci do powiedzenia. Poza tym, książka była lepsza...
- Podglądałeś mnie? Skąd wiesz co robiłam? Co ty sobie myślisz, że postoisz pod moim oknem, będziesz gapił się na mnie pięć minut, a następnie zadzwonisz i będę na twoje każde zawołanie? Poza tym skąd masz mój numer i nie patrz się tak na mnie! Nie lubię jak ktoś się tak na mnie patrzy!
     Sama nie rozumiałam, dlaczego zaczęłam krzyczeć i dlaczego się tak zdenerwowałam. Jego obecność tak na mnie działała i te oczy... Mam słabość do oczu, ale nie rozumiem, dlaczego te aż tak mnie paraliżowały... Stałam tak i czekałam na jego reakcje. On jednak tylko zmierzył mnie wzrokiem i posłał łobuzerski uśmiech.
     Powoli czas zwolnił. Zauważyłam krople deszczu lecącą w zwolnionym tempie z liścia starego dębu, która spadła mu na policzek. Gdy spłynęła po brodzie wyglądało to niemal tak, jakby uronił łzę. Wyglądał żałośnie, a jednocześnie na swój sposób słodko.
Miałam go jednak ochotę zabić. Przeżywałam mieszane uczucia. Ten drobiazg tak na mnie zadziałał, że w końcu z rezygnacją podeszłam do starego spróchniałego kawałka drewna i usiadłam obok tego bruneta.
     - Gdybyś się choć trochę uspokoiła, wytłumaczył bym ci, na czym rzecz polega. Ale widzę, że jesteś niedojrzała emocjonalnie, wściekasz się na mnie, chociaż nic ci nie zrobiłem - zadziwiły mnie jego mądre słowa.
     Stwierdziłam, że może jednak ma racje. W końcu przyszłam tu właśnie po to, aby wysłuchać co ma mi do powiedzenia.
- A więc słucham, nie mamy całej nocy - powiedziałam, już bardziej spokojna. - Co masz mi do powiedzenia?
- Mój szef, którego nazwiska nigdy nie będziesz miała zaszczytu poznać, zlecił obserwacje ciebie, która trwa już od pewnego czasu. Zauważyliśmy, że przejawiasz pewne, hmmm, skłonności i chciałby złożyć ci propozycje - doskonale wiedziałam, co ma na myśli mówiąc skłonności.
- A więc zamieniam się w słuch.
- Zawrzyjmy układ - zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż sugestia. - Zrobisz coś dla mojego chlebodawcy, a twoja mała tajemnica, pozostanie nadal tajemnicą. - jego nonszalancka postawa zaczęła mnie irytować.
     Gapiłam się w niego pustym wzrokiem. Jak on śmie mnie szantażować?! Czy on zdaje sobie sprawę kim ja jestem i co potrafię? Najwyraźniej nie. Przecież to absurd. Po co ja w ogóle tu przychodziłam? Mogłam siedzieć w domu owinięta kocem i oglądać głupie seriale. Jednak wzięłam się na odwagę i postanowiłam go wysłuchać.
     - Domyślam się, o czym mówisz. Jednak żebym się zgodziła przystać na twoją jak mniemam, propozycję nie do odrzucenia, muszę znać więcej szczegółów. Chcę także wiedzieć kim jesteś, kto cię przysłał i dlaczego mnie obserwujecie i jeszcze jedno, dlaczego ja.
- Jest kilka zasad. Po pierwsze żadnych nazwisk, nie musisz wiedzieć zbyt dużo, lepiej dla ciebie, jak i dla nas. Po drugie, to co jednak wiesz, zostaje tylko i wyłącznie między nami. Nie możesz powiedzieć o tym nikomu. Po trzecie, wynagrodzenia, które dostajesz, musisz się pozbyć do końca miesiąca. Po czwarte robisz to od tej pory tylko i wyłącznie dla nas. Po piąte, ostatnie i najważniejsze - złamiesz jedną z tych zasad, a role się odwrócą.
- Co będę z tego miała?
- Jak już mówiłem, wynagrodzenie. Dostaniesz pól pieniędzy jako zaliczkę, a drugie pół po wykonaniu zadania. Dostaniesz wszystko co potrzebujesz, aby dobrze wykonać robotę. Żadnych pytań, bazujesz na tym, co dostaniesz w kopercie.
     Patrzyłam się na niego z niedowierzaniem. A więc to naprawdę o to chodzi. Zastanawiałam się, czy przyjąć jego propozycje. Z jednej strony, to co mówił było strasznie interesujące, ale z drugiej bardzo niebezpieczne. Rodziny, ani przyjaciół nie miałam, faceci się przewijali, ale nie zamierzałam żadnego trzymać na stałe. Jednak, jeżeli ktoś zapytałby się o to, czym się zajmuję? Co mu wtedy miałam odpowiedzieć? Przecież nie prawdę. Już wyobrażałam sobie minę któregoś z nich..
- Jest jeszcze jedno. Jeżeli coś pójdzie nie tak, przeniesiemy cię w inne miejsce, nawet w innym kraju. Dostaniesz domek, paszport i co będzie potrzebne. Wszystko ci zapewnimy. - powiedział posyłając mi uśmiech.
     To brzmiało nawet lepiej. Zawsze chciałam się gdzieś przenieść. Poza tym, nic mnie tutaj nie trzymało. Nie miałam dzieci, nie miałam nawet psa. Moi rodzice zginęli dawno temu. Nawet sąsiedzi nie zauważali mojej nieobecności. Nie miałam nic do stracenia. Jednak nie wiedziałam, czy mogę ufać temu gościowi. Pojawił się w moim życiu zaledwie godzinę temu, nie wiedziałam czy miał dobre intencje. Co, jeżeli chciał mnie wykorzystać? Ale skąd znałby moją tajemnicę? Postanowiłam spróbować mu zaufać i zobaczyć, co z tego wyjdzie.
     Spojrzałam na park. Jakieś pięćset metrów od nas biegła para z labradorem, śmiejąc się. Pies skakał wokoło nich radośnie poszczekując. Co chwila wyprzedzał ich i rozpędzał się do granic możliwości. Po chwili jednak znajdował interesujący patyk, lub coś podobnego i wąchał to, czekając na właścicieli. Parę listków powoli leciało z wiatrem zataczając kręgi w powietrzu, by następnie upaść na ziemię.
     Była jesień, bardzo piękna pora roku. Drzewa mieniły się wszystkimi kolorami, od jeszcze zieleni, po już czerwień. W oddali zobaczyłam idącego jeża. Stwierdziłam, że przyroda jest bardzo piękna i zazdroszczę temu, kto miał tak bujną wyobraźnię, żeby wymyślić coś tak pięknego. Jesień zawsze oznaczała zmiany w życiu, tym razem dla mnie na dobre.
-Wiem, że potrzebujesz trochę czasu, aby to przemyśleć, więc pomyślałem, że jak już się zdecydujesz...
-Nie - przerwałam mu stanowczo. - Już się zdecydowałam.
-Mądra dziewczynka i jeszcze mądrzejsza decyzja. Cóż, zostaje mi tylko wręczyć ci to - podał mi granatową kopertę z oczyma jak u diabła w górnym prawym rogu. - To twój pierwszy cel, twoja pierwsza ofiara. Zabij ją....

     Gdy znalazłam się już w domu, nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Zostanę płatnym mordercą? To było takie nierealne. Siedziałam na łóżku i co chwila zerkałam na teczkę, którą miałam na kolanach. Bałam się ją otworzyć.
     Jeżeli będzie tam ktoś, kogo znam? Jeżeli nie będę potrafiła tego zrobić? Jeżeli złapie mnie policja? Po głowie kłębiło mi się tyle pytań, na które odpowiedzi będą po czasie, albo nie dostanę ich wcale.
Zastanawiałam się, jak to się wszystko zaczęło, jak doszło do tego, że jestem w tym miejscu swojego życia, a mówiąc otwarcie, jak zabiłam pierwszego człowieka? Nie zapomina się swojej pierwszej ofiary, to tak jak twój pierwszy raz.
     W domu dziecka gnębiła mnie jedna dziewczyna. Nie podobało jej się to, że leciało na mnie więcej chłopaków niż na nią. Znęcała się ze swoimi koleżankami nade mną psychicznie. Kiedy skończyła osiemnaście lat, myślałam, że wszystko ucichnie. Dwa lata później ja także stałam się pełnoletnia i wyprowadziłam się. Jednak mój spokój nie trwał długo, miesiąc później usłyszałam Gdy otworzyłam drzwi, ujrzałam właśnie ją. Okazało się, że szukała kogoś i przypadkiem natrafiła na mój dom. Przywitała mnie słowami "Nie wierze, że to ty pokrako! Przychodzę zapytać o drogę a otwiera mi najbrzydsze dziecko świata, ruda wiewióra! Dalej masz tyle piegów na tej twojej pomarańczowej buźce!" Mówiła to tak, jakbym to ja przyszła do niej nie ona do mnie. Ze spokojem zaszczyciłam ją zaproszeniem do mojego domu, a ona popełniła błąd i skorzystała z niego.
     Kiedy odwróciła się tyłem do mnie, dostała celny cios w potylice i upadła na ziemie. Podniosłam ją, posadziłam na krześle, a ręce i nogi związałam tak, żeby nie mogła nimi ruszać. Gdy się ocknęła, zaczęła wydzierać się wniebogłosy, więc ją zakneblowałam.
     Ogarnął mnie amok, jakiego nie doznałam nigdy w życiu i straciłam panowanie nad sobą. Znęcałam się nad nią przez pół godziny. Przez ten czas pokiereszowałam jej twarz, odcięłam każdy palec jaki miała a następnie ogoliłam ją na łyso. Rany posypałam solą i zostawiłam tak. Poszłam za dom i wykopałam głęboki na dwa i pół meta dół, a następnie wrzuciłam ją do niego i pogrzebałam żywcem. Nie mam pojęcia, skąd wzięłam tyle siły, żeby ją podnieść i zanieść taki kawał.
     Gdy skończyłam swoją robotę, ze spokojem stwierdziłam, że to czas w końcu zasadzić drzewo, które kupiłam tydzień temu. Zrobiłam to na miejscu jej wiecznego snu. Zdążyło ono urosnąć już dosyć duże i miało się dobrze. W końcu gówno od wieków było najlepszym nawozem. Potem spokojnie posprzątałam bałagan, jaki zrobiła i wzięłam długi, długi prysznic.
     Na drugi dzień nastąpiło przerażenie. Zastanawiałam się, co ja najlepszego zrobiłam, bo przecież tak nie można. Jednak zdałam sobie sprawę, że podobało mi się to, jak zabiłam swoją pierwszą ofiarę. W końcu poczułam spokój, a uśmiech na mojej twarzy nareszcie był szczery. Czułam, że takie zachowanie wejdzie mi w nawyk.
     W końcu wzięłam do ręki kopertę od nieznajomego kolorowookiego i ją otworzyłam.

3 komentarze:

  1. Me oczy cierpią! Czcionkę jeszcze przeboleję, ale akapity... czasem nie mogłam się połapać, co kto mówi. W dodatku jeszcze mamy takie pomieszanie narracji: najpierw bohaterka mówi w cz. teraźniejszym, by za chwilę wrócić do przeszłego, a mówi o tym samym momencie.
    Fabuła jest w porządku, choć coś jakoś ten dialog wydał mi się sztuczny. Jedno gada, gada, gada, potem drugie i w ogóle to się tak ciągnęło, a z drugiej strony za jednym razem załatwili całą sprawę... no nad dialogami musisz popracować.

    Ale za to plus za pierwszą ofiarę. Ha, ja bym normalnie z tego cały megadługi rozdział napisała ^^. O, albo osobne opowiadanie, czy jak mówią bloggerzy, miniaturkę.

    Błędy były, były, ale jak już wspomniałam, moje oczy cierpią, a zadanie na jutro się samo nie zrobi... co? już po 12? Nieźle... więc już się rozwlekać nie będę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za komentarz i... obiecuję poprawę! Wiem, czasami mi nie idzie, postaram się bardziej zwracać uwagę na pewne rzeczy. Jest to mój pierwszy blog i mam jeszcze niedopracowane parę rzeczy. Postaram się sumiennie przyłożyć do kolejnego rozdziału! Naprawdę dziękuję za te uwagi.
    Pozdrawiam,
    Katarina

    OdpowiedzUsuń
  3. Moje oczy podobnie jak poprzedniczki cierpią, ale fabuła i ciekawa, płynna narracja wszystko wynagradza. Wciągnęłam sie...

    OdpowiedzUsuń