Był
chłodny, pochmurny wieczór. Siedziałam w swoim pokoju, jedząc
popcorn i oglądając w telewizji stary film, który opowiadał o
grupce przyjaciół, którzy wybrali się w podróż zobaczyć trupa.
Leciała akurat scena, gdzie najlepsi kumple biegli torami uciekając
przed pędzącym pociągiem, gdy usłyszałam dźwięk dzwoniącego
telefonu.
W
pierwszej chwili chciałam go zignorować, ale zaciekawiło mnie, kto
mógł ode mnie czegokolwiek chcieć. Przeciągając się, powoli
zwlekłam się z łóżka, założyłam kapcie i leniwym krokiem
podreptałam w kierunku dochodzącego dźwięku. Podniosłam
słuchawkę.
-
Halo? - odpowiedziała mi cisza.
-
Kto mówi? - usłyszałam męski głos.
-
Katharine, ale o co chodzi?
-
Wiem czym się zajmujesz - gdy usłyszałam te słowa pierwszy raz od
bardzo długiego czasu naprawdę się przeraziłam. Moje kolana stały
się miękkie, a głos utknął mi w gardle. - Spotkajmy się w parku
niedaleko twojego domu za godzinę i porozmawiajmy. Będę czekał na
twojej ławce.
Usłyszałam
sygnał zerwanego połączenia. Stałam tak jednak ze słuchawką
przy uchu dobre dziesięć minut, zanim tak naprawdę dotarło do
mnie, co się stało. Ktoś odkrył moją tajemnicę. Z przerażeniem
w oczach upuściłam słuchawkę na podłogę i nawet nie zauważyłam
kiedy, gdy znalazłam się z powrotem na kanapie. Wiedziałam, że
kiedyś to się musiało wydać, ale nie spodziewałam się, że tak
szybko.
„To
na pewno nie gliniarz, bo po co dzwoniłby do mnie? Zamknęli by mnie
od razu. Mam tam iść? Pójdę. Dowiem się czego ode mnie chce.
Najwyżej zrobię z nim to, co z pozostałymi. Tak, tak zrobię” -
pomyślałam. Wstałam, wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i
wysuszyłam włosy. Założyłam buty i wyszłam z domu.
Gdy
dochodziłam do parku, nie myślałam o niczym. Nie interesowało
mnie, czy to był żart, czy on naprawdę wie, czy komuś powiedział.
Byłam w swoim stanie. Tak nazywałam amok, który mnie ogarniał.
Mój stan. Były to najcudowniejsze chwile jakie przeżywałam.
Zobaczyłam
go. Siedział tam, gdzie powiedział, że będzie. Żadnego
zaskoczenia. Był sam. Prawie bezszelestnie podeszłam do niego. Mimo
tego, że nie mógł mnie zobaczyć, ani usłyszeć, odezwał się.
-
Dziękuję, że przyszłaś. Nie rozumiem tylko, dlaczego zachodzisz
mnie od tyłu. Przyszedłem tu w pokojowych zamiarach - byłam
zupełnie zdezorientowana, jednak starałam się zachować zimną
krew.
-
A więc słucham, co masz mi do powiedzenia i mam nadzieję, że to
coś ważnego. Spędzałam miło czas - w tym momencie nieznajomy
wstał i siadł ponownie, tym razem przodem do mnie.
Przyjrzałam
mu się, miał czarne włosy, miły łobuzerski, miły uśmiech i z
tego co zdążyłam zauważyć, był wysoki. W innych
okolicznościach, mogłabym się z nim umówić. Jednak moją uwagę
zwróciło coś innego - jego oczy. Nie potrafiłam określić ich
barwy, bliżej źrenic były brązowe, a przy białkach błękitne.
Pierwszy raz widziałam coś tak pięknego. Wpatrywałam się w nie
hipnotycznie, nie potrafiąc oderwać wzroku choć na chwilę.
-
Powiadasz, że spędzałaś miło czas? Leniąc się przed
telewizorem i jedząc popcorn? - jego słowa wyrwały mnie z
rozmyślań. - Wysłuchaj mnie, a dowiesz się, co mam ci do
powiedzenia. Poza tym, książka była lepsza...
-
Podglądałeś mnie? Skąd wiesz co robiłam? Co ty sobie myślisz,
że postoisz pod moim oknem, będziesz gapił się na mnie pięć
minut, a następnie zadzwonisz i będę na twoje każde zawołanie?
Poza tym skąd masz mój numer i nie patrz się tak na mnie! Nie
lubię jak ktoś się tak na mnie patrzy!
Sama
nie rozumiałam, dlaczego zaczęłam krzyczeć i dlaczego się tak
zdenerwowałam. Jego obecność tak na mnie działała i te oczy...
Mam słabość do oczu, ale nie rozumiem, dlaczego te aż tak mnie
paraliżowały... Stałam tak i czekałam na jego reakcje. On jednak
tylko zmierzył mnie wzrokiem i posłał łobuzerski uśmiech.
Powoli
czas zwolnił. Zauważyłam krople deszczu lecącą w zwolnionym
tempie z liścia starego dębu, która spadła mu na policzek. Gdy
spłynęła po brodzie wyglądało to niemal tak, jakby uronił łzę.
Wyglądał żałośnie, a jednocześnie na swój sposób słodko.
Miałam
go jednak ochotę zabić. Przeżywałam mieszane uczucia. Ten
drobiazg tak na mnie zadziałał, że w końcu z rezygnacją
podeszłam do starego spróchniałego kawałka drewna i usiadłam
obok tego bruneta.
-
Gdybyś się choć trochę uspokoiła, wytłumaczył bym ci, na czym
rzecz polega. Ale widzę, że jesteś niedojrzała emocjonalnie,
wściekasz się na mnie, chociaż nic ci nie zrobiłem - zadziwiły
mnie jego mądre słowa.
Stwierdziłam,
że może jednak ma racje. W końcu przyszłam tu właśnie po to,
aby wysłuchać co ma mi do powiedzenia.
-
A więc słucham, nie mamy całej nocy - powiedziałam, już bardziej
spokojna. - Co masz mi do powiedzenia?
-
Mój szef, którego nazwiska nigdy nie będziesz miała zaszczytu
poznać, zlecił obserwacje ciebie, która trwa już od pewnego
czasu. Zauważyliśmy, że przejawiasz pewne, hmmm, skłonności i
chciałby złożyć ci propozycje - doskonale wiedziałam, co ma na
myśli mówiąc skłonności.
-
A więc zamieniam się w słuch.
-
Zawrzyjmy układ - zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż
sugestia. - Zrobisz coś dla mojego chlebodawcy, a twoja mała
tajemnica, pozostanie nadal tajemnicą. - jego nonszalancka postawa
zaczęła mnie irytować.
Gapiłam
się w niego pustym wzrokiem. Jak on śmie mnie szantażować?! Czy
on zdaje sobie sprawę kim ja jestem i co potrafię? Najwyraźniej
nie. Przecież to absurd. Po co ja w ogóle tu przychodziłam? Mogłam
siedzieć w domu owinięta kocem i oglądać głupie seriale. Jednak
wzięłam się na odwagę i postanowiłam go wysłuchać.
-
Domyślam się, o czym mówisz. Jednak żebym się zgodziła przystać
na twoją jak mniemam, propozycję nie do odrzucenia, muszę znać
więcej szczegółów. Chcę także wiedzieć kim jesteś, kto cię
przysłał i dlaczego mnie obserwujecie i jeszcze jedno, dlaczego ja.
-
Jest kilka zasad. Po pierwsze żadnych nazwisk, nie musisz wiedzieć
zbyt dużo, lepiej dla ciebie, jak i dla nas. Po drugie, to co jednak
wiesz, zostaje tylko i wyłącznie między nami. Nie możesz
powiedzieć o tym nikomu. Po trzecie, wynagrodzenia, które
dostajesz, musisz się pozbyć do końca miesiąca. Po czwarte robisz
to od tej pory tylko i wyłącznie dla nas. Po piąte, ostatnie i
najważniejsze - złamiesz jedną z tych zasad, a role się odwrócą.
-
Co będę z tego miała?
-
Jak już mówiłem, wynagrodzenie. Dostaniesz pól pieniędzy jako
zaliczkę, a drugie pół po wykonaniu zadania. Dostaniesz wszystko
co potrzebujesz, aby dobrze wykonać robotę. Żadnych pytań,
bazujesz na tym, co dostaniesz w kopercie.
Patrzyłam
się na niego z niedowierzaniem. A więc to naprawdę o to chodzi.
Zastanawiałam się, czy przyjąć jego propozycje. Z jednej strony,
to co mówił było strasznie interesujące, ale z drugiej bardzo
niebezpieczne. Rodziny, ani przyjaciół nie miałam, faceci się
przewijali, ale nie zamierzałam żadnego trzymać na stałe. Jednak,
jeżeli ktoś zapytałby się o to, czym się zajmuję? Co mu wtedy
miałam odpowiedzieć? Przecież nie prawdę. Już wyobrażałam
sobie minę któregoś z nich..
-
Jest jeszcze jedno. Jeżeli coś pójdzie nie tak, przeniesiemy cię
w inne miejsce, nawet w innym kraju. Dostaniesz domek, paszport i co
będzie potrzebne. Wszystko ci zapewnimy. - powiedział posyłając
mi uśmiech.
To
brzmiało nawet lepiej. Zawsze chciałam się gdzieś przenieść.
Poza tym, nic mnie tutaj nie trzymało. Nie miałam dzieci, nie
miałam nawet psa. Moi rodzice zginęli dawno temu. Nawet sąsiedzi
nie zauważali mojej nieobecności. Nie miałam nic do stracenia.
Jednak nie wiedziałam, czy mogę ufać temu gościowi. Pojawił się
w moim życiu zaledwie godzinę temu, nie wiedziałam czy miał dobre
intencje. Co, jeżeli chciał mnie wykorzystać? Ale skąd znałby
moją tajemnicę? Postanowiłam spróbować mu zaufać i zobaczyć,
co z tego wyjdzie.
Spojrzałam
na park. Jakieś pięćset metrów od nas biegła para z labradorem,
śmiejąc się. Pies skakał wokoło nich radośnie poszczekując. Co
chwila wyprzedzał ich i rozpędzał się do granic możliwości. Po
chwili jednak znajdował interesujący patyk, lub coś podobnego i
wąchał to, czekając na właścicieli. Parę listków powoli
leciało z wiatrem zataczając kręgi w powietrzu, by następnie
upaść na ziemię.
Była
jesień, bardzo piękna pora roku. Drzewa mieniły się wszystkimi
kolorami, od jeszcze zieleni, po już czerwień. W oddali zobaczyłam
idącego jeża. Stwierdziłam, że przyroda jest bardzo piękna i
zazdroszczę temu, kto miał tak bujną wyobraźnię, żeby wymyślić
coś tak pięknego. Jesień zawsze oznaczała zmiany w życiu, tym
razem dla mnie na dobre.
-Wiem,
że potrzebujesz trochę czasu, aby to przemyśleć, więc
pomyślałem, że jak już się zdecydujesz...
-Nie
- przerwałam mu stanowczo. - Już się zdecydowałam.
-Mądra
dziewczynka i jeszcze mądrzejsza decyzja. Cóż, zostaje mi tylko
wręczyć ci to - podał mi granatową kopertę z oczyma jak u diabła
w górnym prawym rogu. - To twój pierwszy cel, twoja pierwsza
ofiara. Zabij ją....
Gdy
znalazłam się już w domu, nie mogłam uwierzyć w to, co się
stało. Zostanę płatnym mordercą? To było takie nierealne.
Siedziałam na łóżku i co chwila zerkałam na teczkę, którą
miałam na kolanach. Bałam się ją otworzyć.
Jeżeli
będzie tam ktoś, kogo znam? Jeżeli nie będę potrafiła tego
zrobić? Jeżeli złapie mnie policja? Po głowie kłębiło mi się
tyle pytań, na które odpowiedzi będą po czasie, albo nie dostanę
ich wcale.
Zastanawiałam
się, jak to się wszystko zaczęło, jak doszło do tego, że jestem
w tym miejscu swojego życia, a mówiąc otwarcie, jak zabiłam
pierwszego człowieka? Nie zapomina się swojej pierwszej ofiary, to
tak jak twój pierwszy raz.
W
domu dziecka gnębiła mnie jedna dziewczyna. Nie podobało jej się
to, że leciało na mnie więcej chłopaków niż na nią. Znęcała
się ze swoimi koleżankami nade mną psychicznie. Kiedy skończyła
osiemnaście lat, myślałam, że wszystko ucichnie. Dwa lata później
ja także stałam się pełnoletnia i wyprowadziłam się. Jednak mój
spokój nie trwał długo, miesiąc później usłyszałam Gdy
otworzyłam drzwi, ujrzałam właśnie ją. Okazało się, że
szukała kogoś i przypadkiem natrafiła na mój dom. Przywitała
mnie słowami "Nie wierze, że to ty pokrako! Przychodzę
zapytać o drogę a otwiera mi najbrzydsze dziecko świata, ruda
wiewióra! Dalej masz tyle piegów na tej twojej pomarańczowej
buźce!" Mówiła to tak, jakbym to ja przyszła do niej nie ona
do mnie. Ze spokojem zaszczyciłam ją zaproszeniem do mojego domu, a
ona popełniła błąd i skorzystała z niego.
Kiedy
odwróciła się tyłem do mnie, dostała celny cios w potylice i
upadła na ziemie. Podniosłam ją, posadziłam na krześle, a ręce
i nogi związałam tak, żeby nie mogła nimi ruszać. Gdy się
ocknęła, zaczęła wydzierać się wniebogłosy, więc ją
zakneblowałam.
Ogarnął
mnie amok, jakiego nie doznałam nigdy w życiu i straciłam
panowanie nad sobą. Znęcałam się nad nią przez pół godziny.
Przez ten czas pokiereszowałam jej twarz, odcięłam każdy palec
jaki miała a następnie ogoliłam ją na łyso. Rany posypałam solą
i zostawiłam tak. Poszłam za dom i wykopałam głęboki na dwa i
pół meta dół, a następnie wrzuciłam ją do niego i pogrzebałam
żywcem. Nie mam pojęcia, skąd wzięłam tyle siły, żeby ją
podnieść i zanieść taki kawał.
Gdy
skończyłam swoją robotę, ze spokojem stwierdziłam, że to czas w
końcu zasadzić drzewo, które kupiłam tydzień temu. Zrobiłam to
na miejscu jej wiecznego snu. Zdążyło ono urosnąć już dosyć
duże i miało się dobrze. W końcu gówno od wieków było
najlepszym nawozem. Potem spokojnie posprzątałam bałagan, jaki
zrobiła i wzięłam długi, długi prysznic.
Na
drugi dzień nastąpiło przerażenie. Zastanawiałam się, co ja
najlepszego zrobiłam, bo przecież tak nie można. Jednak zdałam
sobie sprawę, że podobało mi się to, jak zabiłam swoją pierwszą
ofiarę. W końcu poczułam spokój, a uśmiech na mojej twarzy
nareszcie był szczery. Czułam, że takie zachowanie wejdzie mi w
nawyk.
W
końcu wzięłam do ręki kopertę od nieznajomego kolorowookiego i
ją otworzyłam.
Me oczy cierpią! Czcionkę jeszcze przeboleję, ale akapity... czasem nie mogłam się połapać, co kto mówi. W dodatku jeszcze mamy takie pomieszanie narracji: najpierw bohaterka mówi w cz. teraźniejszym, by za chwilę wrócić do przeszłego, a mówi o tym samym momencie.
OdpowiedzUsuńFabuła jest w porządku, choć coś jakoś ten dialog wydał mi się sztuczny. Jedno gada, gada, gada, potem drugie i w ogóle to się tak ciągnęło, a z drugiej strony za jednym razem załatwili całą sprawę... no nad dialogami musisz popracować.
Ale za to plus za pierwszą ofiarę. Ha, ja bym normalnie z tego cały megadługi rozdział napisała ^^. O, albo osobne opowiadanie, czy jak mówią bloggerzy, miniaturkę.
Błędy były, były, ale jak już wspomniałam, moje oczy cierpią, a zadanie na jutro się samo nie zrobi... co? już po 12? Nieźle... więc już się rozwlekać nie będę ;)
Dziękuję za komentarz i... obiecuję poprawę! Wiem, czasami mi nie idzie, postaram się bardziej zwracać uwagę na pewne rzeczy. Jest to mój pierwszy blog i mam jeszcze niedopracowane parę rzeczy. Postaram się sumiennie przyłożyć do kolejnego rozdziału! Naprawdę dziękuję za te uwagi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Katarina
Moje oczy podobnie jak poprzedniczki cierpią, ale fabuła i ciekawa, płynna narracja wszystko wynagradza. Wciągnęłam sie...
OdpowiedzUsuń