Z
racji tego, że musiałam w końcu pozbyć się tych pieniędzy,
udałam się na wakacje. Wybrałam dość specyficzny kraj. Polska.
Ponoć piękne państwo, ale ludzie niszczyli całą jego pozytywną
opinię. Szkoda tylko, że ja po prostu ich nie cierpię...
Uśmiechnęłam się pod nosem.
Już
kolejny dzień siedziałam na molo i wpatrywałam się w wodę.
Wynajęłam mały drewniany domek nad jeziorem. Było tu pięknie.
Wraz z Killer'em opalaliśmy się nad wodą, znaczy się ja, a on w
środku niej. Wpatrywałam się w przejrzystą H2O, na której
malowały się małe koła. Pies nie wypływał z byt daleko, zresztą
cały czas go pilnowałam.
Chyba
była to jedyna istota o którą się troszczyłam. Chociaż... Nie.
Tylko on się dla mnie liczył. Miałam teraz czas na przemyślenia.
Nie targały mną żadne wyrzuty spowodowane zabijaniem. Lubiłam to
uczucie. Gdy zabijam, jestem w swoim żywiole. Co do Rona... Nie
kazali mi go zabijać bez powodu.
Wierzyłam,
że miał coś na sumieniu. Nie wiedziałam co i miałam świadomość,
że pewnie nigdy się nie dowiem. Czysty układ. Bez nazwisk, ani
żadnych innych informacji. Głównie przyczyny tego wyroku.
-
Nie za dobrze ci? - usłyszałam znajomy głos za sobą.
Niechętnie
odwróciłam się. Tak jak przypuszczałam. Stał tam wysłannik
mojego pracodawcy. Warknęłam. Było mi tak dobrze... A zresztą
przecież wiedział, że biorę sobie dwutygodniowy urlop. O dziwo,
nie miałam żadnej ochoty na kolejne morderstwo. Pomimo tego, że
była to moja druga natura, moja lepsza, którą ponad życie kocham.
-
Nie widzisz, że jestem zajęta? - odparłam niechętnie.
Jednak
on usiadł obok mnie, ściągając wcześniej buty. Teraz tak jak ja
moczył, a raczej pluskał gołe stopy w wodzie. Killer opadł obok
mnie, oddzielając nas od siebie.
-
Ładny piesek - powiedział z uśmiechem.
-
Czego chcesz?- warknęłam.
-
Oj nie tak ostro kochanie. Wiem, że masz teraz ten swój urlop, ale
mój szef chciałby mieć też na oku.
-
I co w związku z tym? Dostanę niańkę? - zakpiłam.
-
Mniej więcej. Pomyślałem, że zostanę z tobą przez kilka dni. No
wiesz, zabawimy się nieco - wzruszył brwiami porozumiewawczo.
-
No bez jaj, przystałam na wszystkie wasze warunki, grzecznie
wykonuję polecone mi zadanie, a wy jeszcze wykręcacie mi taki
numer! - miałam ochotę wrzucić go do wody.
-
Prędzej się zabawiając. Widziałaś kiedyś, żeby drapieżnik
bawił się jedzeniem?
-
Nie zjadam ich - śmiałam się z niego.
-
Ale zarabiasz na jedzenie zabijając ich, na jedno wychodzi -
uśmiechnął się. - I tak zostanę, czy tego chcesz czy nie.
-
Dobra, ale mam dwa warunki. Nie chcę się pozbywać całej kasy. To
bez sensu! I tak wam nie ucieknę.
-
Zgodziłaś się na warunki umowy...
-
Pieprze tą umowę! Albo się zgadzacie, albo odchodzę.
-
W takim razie porozmawiam o tym z szefem. A ten twój drugi warunek?
Uśmiechnęłam
się i z zadowoleniem zepchnęłam go do wody. Wpadł, lekko mnie
ochlapując. Gdy się wynurzył, był mokry jak szczur.
-
Co to miało być?! - chyba się zdenerwował.
-
Mój drugi warunek. Nie jęcz, nie jest tu głęboko.
-
Zemszczę się! - mówiąc to, już się uśmiechał.
Zaczęłam
biec w kierunku domu, a on wyskoczył z wody i zaczął mnie gonić.
Złapał mnie przy wejściu.
-
Co mam ci teraz zrobić? - uśmiechnął się łobuzersko.
-
Litości!
Teraz
już oboje się śmialiśmy. Skoro i tak nie mam innego wyboru muszę
się z nim pogodzić i chyba go polubić. Byłam na niego skazana.
Krople z mokrych włosów spływały mu po twarzy i szyi. Pod naszymi
stopami tworzyła się kałuża, a jego ubranie było przemoczone.
Powoli
zbliżał się do mnie coraz bardziej. Czułam, że za chwilę stanie
się coś, co stać się nie powinno. Jednak nie mogłam, a raczej
nie chciałam tego zatrzymać. Po moim ciele przebiegały dreszcze.
Nagle
usłyszałam szczekanie Killera. Biegał dookoła nas, głośno
ujadając. Pewnie myślał, że - hmm, nawet nie wiedziałam, jak on
ma na imię - chce mi zrobić krzywdę. Mój obrońca złapał go
zębami za łydkę, raniąc go. Zrozumiałam, co właśnie prawie się
stało.
Uwolniłam
się i szybkim krokiem poszłam do swojego pokoju. Co ty wyrabiasz
idiotko?! - skarciłam się w myślach. Nie mogło tak być. Nie
mogłam mieć przecież każdego faceta, sypiając z nimi po kolei.
Owszem, byłam niegrzeczną dziewczynką, ale w tym przypadku
musiałam się opanować. Tak, kochałam wszystkich facetów, ale on
to zły pomysł. Weszłam do łazienki i przemyłam twarz.
Gdy
wyszłam, spojrzałam na moją sypialnie. Znajdowała się ona na
piętrze. Na środku stało duże, miękkie łóżko, a z jednej i z
drugiej strony szafki nocne. Na przeciwko stało biurko, po lewej
szafa, a po prawej okno. Ściany były pomalowane na jagodowy kolor,
sufit zaś na biało. Na całej podłodze był wyścielony mięciutki,
czarny dywan. Wszystko było ładnie dopasowane.
Jak
zeszłam na dół, mój znajomy siedział na kanapie w salonie i
oglądał telewizor. Był przebrany w suche ubrania: miał na sobie
szary dres. Chyba już się zadomowił - pomyślałam. Szczeniak
chyba go nie polubił, bo skakał w jego kierunku i próbował kąsać.
-
Mogłabyś zabrać swojego zębatego przyjaciela z przed mojej
twarzy? - zapytał jakby nic się przedtem nie stało.
-
On jest u siebie - wycedziłam, gdy ten podniósł się.
-
Wiem, że mnie tu nie chcesz, ale proooooooszę! - chyba zrozumiał
aluzję. Teraz stał na kanapie, a raczej podskakiwał, uciekając
przed ostrymi kłami.
-
No już dobrze - zgodziłam się. - Killer, zostaw go! - tym razem
zwróciłam się do psa.
Ten
posłusznie odszedł i położył się pod grzejnikiem. To było jego
ulubione miejsce. Było tam bardzo ciepło i miał widok na to, co
się działo w domu, gdy nie chodził za mną krok w krok.
Poczułam
jak mój brzuch odzywa się. Od przyjazdu tutaj nic nie jadłam.
Jednak nie to było najgorsze. Miałam pustą lodówkę, a najbliższy
sklep znajdował się dwadzieścia kilometrów ode mnie. Na dodatek,
najbliższy środek transportu należał do mojego gościa. Muszę w
najbliższym czasie kupić sobie auto!
-
Słuchaj, wiem, że miało być bez nazwisk i w ogóle, ale chyba nie
mam się do ciebie zwracać per pan? - na te słowa podszedł do mnie
niebezpiecznie blisko. Znów ogarnęło mnie to dziwne uczucie.
-
Sedric jestem - wymruczał mi prosto do ucha.
-
Ahm. - zapomniałam jak się wymawia proste zdanie. Czy ja miałam
motylki w brzuchu? Nie. To jest nie możliwe. - Mmam prośbbbę -
zaczęłam się jąkać. - Skoro i tak będziesz tu ze mną mieszkać,
może podrzuciłbyś mnie do miasta na jakieś zakupy? W końcu
musimy coś jeść.
-
Nie ma sprawy tygrysku - na jego twarzy zawitał łobuzerski uśmiech.
Tygrysku?
Jaki tygrysku? Co on sobie wyobrażał? Musiałam to zmienić.
-
Może zamiast zabawy w zoo, ruszyłbyś swoją dupę, bo trochę mi
się spieszy? - na te słowa tylko się uśmiechnął.
Po
zakupach oświadczył mi, że przyjmuje przeprosiny i już nie jest
zły, że go wrzuciłam do wody.
-
Przeprosiny? - prychnęłam. Ale on miał tupet!
-
No tak, jestem nawet w tak dobrym humorze, więc zajmę się
przygotowaniem kolacji.
-
Długo potem będzie mnie bolał brzuch? - mimo, że nadal
denerwowała mnie jego obecność, cieszyłam się na myśl o kolacji
przygotowanej przez kogoś.
-
Bardzo śmieszne - nie wziął tego na poważnie.
-
A co to będzie? - zapytałam z zaciekawieniem.
-
Niespodzianka.
No
i tyle się dowiedziałam. Sedric bezczelnie wypchnął mnie z kuchni
i zamknął drzwi, a ja byłam zbyt głodna, by zaprotestować.
Siadłam na sofie i z niecierpliwością czekałam, aż pyszne
jedzenie trafi do mojego żołądka. Raz chciałam nawet spróbować
wejść do kuchni, ale szybko się rozmyśliłam.
Gdy
otworzyły się drzwi kuchni, powietrze wypełnił smakowity zapach.
Moje usta od razu napełniły się śliną. Wstałam i podeszłam do
stołu. Przed mój nos trafił talerz pachnącego, gorącego
spaghetti. Miałam ochotę rzucić się na to i pochłonąć wszystko
na raz. Złapałam za sztućce.
-
Hola, hola! Nie tak szybko! - zawołał mój kucharz, po czym wyszedł
na chwilę. Przyniósł dwie lampki oraz wino. - Wznieśmy toast. Za
wspaniałą Kath i jej pierwszą dobrze wykonaną robotę - puścił
do mnie oczko. Upiłam łyka i wreszcie mogłam się zabrać za
jedzenie.
Dobrze
przyrządzona potrawa rozpływała mi się w ustach. Była po prostu
pyszna.
-
Muszę przyznać, że to ci się udało - przyznałam, przerywając
ciszę.
-
Nie tylko w tym jestem dobry - puścił do mnie oczko, szeroko się Denerwowały mnie te jego dwuznaczne teksty. Wyglądało na to, że
wylądowałam pod jednym dachem z facetem, który na mnie leciał.
Bałam się pomyśleć, jak to się skończy. Wydawało mi się, że
nie spodoba się to naszemu pracodawcy. Chociaż sama nie wiedziałam,
dlaczego tak sądziłam. Miałam po prostu takie przeczucie. Może
kiedyś poruszę ten temat, jednak nie teraz.
W
tym momencie pytanie "Czy twój, a raczej nasz szef, pozwala na
spoufalanie się pracowników?" brzmiałoby jak zaproszenie do
łóżka. Mogę się założyć, że ten napalony typ skorzystałby z
niego, chociażby na podłodze, albo na tym stole pomiędzy
spaghetti. Na wyobrażenie tej sytuacji mimowolnie się uśmiechnęłam.
Spojrzałam na mojego towarzysza, na szczęście nie zauważył tego.
Wpatrywał się pustym wzrokiem w płomienie świeczek.
-
Długo mi się przyglądasz? - zapytał obracając się w moją
stronę.
-
Myślisz, że jesteś na tyle atrakcyjny, abym zwróciła na ciebie
swoją uwagę?
-
Nie wiem, ale jeżeli nie, to muszę cię zasmucić. Słyszałaś
powiedzenie, że jeśli kobieta i facet mieszkają razem pod jednym
dachem to prędzej, czy później trafią do łóżka? - podniósł
znacząco brew, a ja miałam ochotę krzyknął "A nie
mówiłam?!".
-
Ej, po po pierwsze to nie mieszkamy razem i mieszkać nie będziemy,
a po drugie, to hamuj się trochę, dobra?
-
Nie bądź już taką cnotką dobra? - nie przejął się w ogóle
moimi słowami i ciągnął dalej swoją głupią gadkę.
-
Przyznaj się lepiej, co zrobiłaś z biednym Ronem, zanim go
zabiłaś.
Nie
miałam ochoty z nim dłużej rozmawiać. Nie interesowało mnie,
skąd o tym wiedział i czułam, że minuta dłużej z nim i dołączy
do mojej kolekcji. Wzięłam swój talerz do ręki i wyniosłam do
kuchni. Już miałam iść do siebie, jednak zatrzymały mnie jego
słowa.
-
Dobra, przepraszam. Obiecuję, że już nie będę - zrobił bardzo
przekonującą minę, a zarazem bardzo słodką. - Co ty na to,
żebyśmy dopili wino i włączyli jakiś horror? Mam coś
specjalnego.
-
Dobra - zgodziłam się po chwili wahania. - Tylko daj mi się
ogarnąć.
Po
godzinie siedziałam w salonie wykąpana i pachnąca, z kieliszkiem
wina w jednej ręce, a popcornem w drugiej. Nigdy nie bałam się
takich filmów. Zupełnie nie rozumiałam dziewczyn piszczących na
widok przebranego gościa i kilku litrów ketchupu. Jednak
zrozumiałam słowa "coś specjalnego" po piętnastu
minutach oglądania.
Nie
miałam pojęcia, skąd on wytrzasnął taki film. Był cholernie
dobry. Gdy w innych po trzymającej w napięciu akcji nadchodził
słoneczny dzień - ku uldze widzów - tutaj nadchodziła mrożąca
krew w żyłach krwawa scena. Pierwszy raz w życiu widziałam coś
takiego, a na dodatek z każdym kieliszkiem coraz bardziej kręciło
mi się w głowie.
-
Jak mnie puścisz, to pójdę do auta po szampana, bo mamy już pustą
butelkę - powiedział Sedric zatrzymując film.
Dopiero
teraz uświadomiłam sobie, że jestem do niego przytulona, a na
dodatek on jest tym usatysfakcjonowany. Szybko się od niego
oderwałam i uciekłam na drugi koniec kanapy, a on wybuchnął śmiechem.
Siedziałam
tak już piętnaście minut, a jego nadal nie było. Ile można iść
do samochodu na chwilę i wracać? Poczekałam jeszcze piętnaście
minut i zarzuciłam na siebie bluzę leżącą na kanapie. Następnie
poszłam go szukać. Ostrożnym krokiem podeszłam do pojazdu i
zdałam sobie sprawę, że jego tam nie ma. Nie wiedziałam, co się
stało, ale coś było nie tak. Obróciłam się i zobaczyłam ciemną
postać stojącą tuż przede mną.
-
A kuku! - powiedział Sedric.
-
Idiota! Przestraszyłeś mnie! - uderzyłam go w pierś.
-
Nie złość się, mam szampana - bawiło go to, jak mnie wystraszył.
- No dobra, to miało być śmieszne, ale nie było - zrobił poważną
minę.
-
Zapomnij - tym razem byłam poważnie wkurzona i jego urok na mnie
nie zadziałał. Poszłam do siebie do pokoju i już po chwili
czułam, jak ogarnia mnie sen.
Otworzyłam
oczy i oczywiście kogo zobaczyłam? Sedric siedział na parapecie
mojego okna i w moim pokoju, podczas gdy ja spałam i oglądał nie
wiadomo co.
-
Chyba pomyliłeś sypialnie, wynocha stąd! - krzyknęłam na niego,
a on nawet nie zareagował, nie licząc popatrzenia się w moją
stronę - Nie słyszysz idioto, co do ciebie mówię?! - kipiałam ze
złości, co się u mnie rzadko zdarza, ale ten gościu potrafił
naprawdę wytrącić mnie z równowagi.
-
W ciągu dwudziestu czterech godzin już któryś raz z kolei
nazwałaś mnie idiotą. Czy to nie jest dowód miłości? - jak
zwykle stroił sobie żarty - tym bardziej biorąc pod uwagę to, że
spałaś w mojej bluzie, to chyba mam rację.
-
Co ty wygadujesz? - miałam ochotę rozszarpać go gołymi rękami.
Jednak dopiero teraz spojrzałam na siebie i zrozumiałam, o czym on
mówi. Wczoraj jak poszłam go szukać, w pośpiechu założyłam -
jak się okazało jego - bluzę, a gdy kładłam się spać to tak
jak stałam.
-
Nie martw się, możesz sobie zatrzymać to cudo. - mrugnął do
mnie.
-
Eh - westchnęłam - Dobrze wiesz, że to nie tak, a teraz proszę
cię, wyjdź stąd, bo chciałam się w spokoju ubrać.
-
Właśnie, że tak. Spałaś w niej, bo na mnie lecisz, tylko nie
chcesz się do tego przyznać. Spójrz prawdzie w oczy. - powiedział
kierując się do drzwi.
Próbowałam
rzucić w niego poduszką, jednak ta odbiła się od ściany nie
trafiając w zamierzony cel. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły,
zrzuciłam z siebie bluzę. Hmm, ładnie pachnie, tak... męsko. -
pomyślałam, jednak po chwili pacnęłam się w głowę. Co się z
tobą dzieje; nie możesz tak myśleć, nie możesz - powtarzałam
sobie w kółko.
Szybko
ubrałam się w swoje rzeczy, po czym zeszłam na dół zjeść
jakieś śniadanie. Moje nozdrza uderzył zapach apetycznie
pachnącego jedzenia. Próbując nie zwracać na to uwagi weszłam do
kuchni i zwiniętą w kłębek bluzą rzuciłam w stojącego tam
faceta.
-
Nie tak ostro tygrysico, bo pomyślę, że masz ochotę mnie zjeść
- puścił do mnie oczko. - Może masz ochotę na śniadanie?
Naleśniki z...
-
Nie mam ochoty na nic, co zostało przygotowane przez ciebie -
oświadczyłam mu, przerywając; tak naprawdę jednak ślinka ciekła
mi na sam widok. - Sama sobie coś zrobię.
-
Nawet nie wiesz, co tracisz kotku.
-
Kath - wycedziłam przez zęby.
-
Słucham?
-Kath,
po prostu Kath, nie możesz mnie normalnie nazwać?! - miałam ochotę
rozszarpać mu gardło.
-
Dobrze słonko, będę pamiętał.
Sama
nie rozumiałam, dlaczego go jeszcze po prostu nie zamordowałam.
Podeszłam do zamrażarki i wyciągnęłam warzywa na patelnię, po
czym je usmażyłam. Jedliśmy w milczeniu, a ja z zazdrością
zerkałam w stronę naleśników. On zaś ze skupieniem czytał
gazetę.
Gdy
skończyłam, stwierdziłam, że pora pobiegać. Przebrałam się w
dres i nie rozumiejąc po co, z szuflady kuchennej wyjęłam nóż i
ukryłam go w rękawie. Udałam się w stronę drzew. Z każdym
kolejnym krokiem robiło się coraz gęściej i gęściej, a przez
liście w koronach drzew przelatywało coraz mniej światła. Biegłam
w półmroku po suchych, jesiennych liściach wsłuchując się we
własne kroki, oddech i odgłosy lasu. Skupiłam się do tego
stopnia, że słyszałam bicie własnego serca. Nie męczyłam się,
patrzyłam prosto przed siebie. Po godzinie biegu, gdy chciałam już
zawrócić, usłyszałam jakiś hałas.
Przystanęłam
i najcichszym krokiem, na jaki było mnie stać, podeszłam do
drzewa, ukrywając się za nim. Powoli wystawiłam głowę. Ujrzałam
faceta, około dwudziestu czterech lat. Siedział na ziemi trzymając
się z kostkę, a koło niego leżał rower. Powoli podeszłam do
niego. Widząc mnie zaczął wypowiadać śmieszne słowa, których
niestety nie rozumiałam.
-
Mówisz po angielsku? - zapytałam z nadzieją w głosie.
-
Tak, mieszkałem dwa lata w Anglii, więc się nauczyłem. Cieszę
się, że cię widzę.
-
Co się stało? - powiedziałam z niemal matczyną troską, wskazując
na jego nogę.
-
Najechałem na gałąź i upadłem. Chyba skręciłem kostkę. Tak w
ogóle to Darek jestem - powiedział, uśmiechając się do mnie.
W
jednej chwili poczułam, że ostrze, które wzięłam z domu i
zapomniałam o nim, zaczyna mi ciążyć. Przez ten cały czas
spoczywało w mojej ręce, a ja całkowicie o nim zapomniałam. Teraz
miałam ochotę, hmm, uśmiechnęłam się sama do siebie.
-
Pomogę ci - powiedziałam, po czym uśmiechnęłam się serdecznie i
poderżnęłam mu gardło.
Widziałam,
jak powoli zalewa się krwią. Jego oczy najpierw zrobiły się
wielkie, a nawet wręcz ogromne, trzymał się kurczowo za gardło,
jakby to coś miało mu pomóc, zmienić cokolwiek. Potem był już
bez życia.
Sięgnęłam
po komórkę i wybrałam numer.
-
Zabiłam go - powiedziałam do słuchawki i usłyszałam sygnał
zrywanego połączenia.
Z racji tego że Twój blog jest EPICKI nominuję Cię do LBA!!! Wszystkie inf znajdziesz tutaj w zakładce LBA http://sylvari-nadzieja-elionu.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń