sobota, 8 lutego 2014

Rozdział VI

      Gdy tylko przyjechał, spojrzał na zwłoki żałośnie leżącej pod drzewem i nie odezwał się nawet jednym słowem. Podczas gdy ja siedziałam na jakiejś gałęzi, on zabrał się za zapakowanie chłopaka do bagażnika. Nie rozumiałam, dlaczego mu zaufałam i zamiast zrobić to samemu poprosiłam go o pomoc. Umowa była jasna, żadnych ofiar poza zleceniami.
        Zdawałam sobie sprawę, że szef zapewne ogromnie się zdenerwuje, gdy się o tym dowie. Nie musiał, ale przecież Sedric będąc mu wiernym, powinien polecieć do niego w pierwszej kolejności i wypaplać mu wszystko. Ufałam mu. Wiedziałam, że to się tak może skończyć, jednak odruchowo wzięłam to ostrze i odruchowo go zamordowałam.
        Po chwili ciało było zapakowane i gotowe do drogi. Sedric otworzył mi drzwi, a ja posłusznie wsiadłam na miejsce pasażera.
         Tydzień minął nam spokojnie. Sedric nie wyskakiwał ze swoimi głupimi tekstami, a ja starałam się zrelaksować i zająć sobą. W końcu po to wybrałam się tam: aby mieś czas dla siebie. Mój współlokator naprawdę przejął się rolą niańki, bo nie pozwalał mi nawet wejść na molo bez jego opieki. Gdy pewnego dnia wstałam o godzinie piątej, aby pobiegać, zastałam go czekającego i gotowego do współtowarzyszenia mi.
        Nie odpuszczał mnie na krok, nie licząc wchodzenia na piętro, bo to było moje królestwo i miałam tam tyle prywatności, ile tylko zapragnęłam. Nie rozmawialiśmy o tym, co zrobiłam. Dziwiło mnie to, ponieważ spodziewałam się, że będzie na mnie krzyczał, wściekał się, a on po prostu posprzątał za mnie bez gadania.
        Teraz siedzieliśmy i jedliśmy obiad przygotowany tym razem przeze mnie. Zrobiłam lazanie, którą tak bardzo lubiłam. W pewnym momencie usłyszałam dźwięk dzwoniącego telefonu. Sedric wyszedł zostawiając mnie samą. Minęło aż pół godziny, zanim wrócił i ogłosił mi nowinę.
- Wracamy.
         Jedyne słowo, jakim to skomentowałam było: kiedy? Usłyszawszy odpowiedź posłusznie poszłam do siebie i spakowałam wszystkie rzeczy, jakie tu przywiozłam. Pierwszy raz w życiu miałam ponieść konsekwencje za swoje czyny i o dziwo przyjęłam to ze spokojem. 
         Rozpakowywanie zajęło mi krócej niż samo pakowanie, w końcu byłam już u siebie. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że będę tęsknić za tym domkiem. Byłam tam zaledwie tydzień, a strasznie się do niego przywiązałam. Odpowiadało mi w nim wszystko, od koloru ścian, po wielkość łóżka.
         Z jednej strony żałowałam, że nie mogę tam mieszkać, jednak z drugiej wolałam żyć w Irlandii, niż w Polsce. Teraz była jesień i klimat przypominał ten, który od zawsze znałam. Jednak w lato ponoć było upalnie, a w zimie było strasznie zimno i potrafiło leżeć nawet metr śniegu. Osobiście nie wyobrażam sobie czegoś takiego.
         Gdy u nas spadało więcej śniegu, dzieci nie chodziły do szkoły, a po drogach nie możnabyło się poruszać. Z domu wchodziło się tylko w najpotrzebniejszych sprawach. Po drugie nie znałam języka, a po trzecie opinia polaków pozostawiała wiele do życzenia. Oczywiście tylko nieliczni są tacy, a u nas w końcu nie jest tak kolorowo. Widząc stojącego w progu Sedrica, podniosłam głowę.
- Jaką karę dostanę? - zadałam pytanie, którego troszkę się obawiałam.
- Karę? Nie rozumiem o czym mówisz.
- No bo – zaczęłam. – To, co się tam stało... No wiesz... Szef powiedział, że nie mogę zabijać nikogo, poza zleceniami, no i ja złamałam ten zakaz i byłam pewna, że mu powiedziałeś, a on będzie zły – zalałam go potokiem słów i zrobiłam minę zbitego psa. On tylko się uśmiechnął.
- Nadal nie rozumiem, o czym mówisz - podszedł do mnie. – Przyjechaliśmy tu, bo dostałaś nowe zlecenie.
        Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, co zaszło. O dziwo poczułam, jak kamień spada mi z serca. Odruchowo rzuciłam mu się na szyję, a on odwzajemnił uścisk.
- No, no! Widzę, że mnie polubiłaś – wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Już myślałem, że masz serce z kamienia.
- Ja... - odsunęłam się od niego. – Dostanę nową kopertę? - szybko zmieniłam temat.
- Oczywiście, że tak. Jednak najpierw przejedziemy się, ponieważ coś ci muszę pokazać.
- To znaczy?
- Zobaczysz.
        Mimo wielkiego zmęczenia podróżą, posłusznie wsiadłam do auta. Byłam niewyspana i opadnięta z sił, jednak nie marudziłam. To nie było w moim stylu. Ostatnio sama nie wiedziałam, co jest w moim stylu, a co nie.
        Dużo się zmieniło, odkąd podjęłam tą pracę. Poza tym, ufałam mu i byłam wdzięczna, że uratował mi tyłek. Prawda była taka, że nie poradziłabym sobie i skończyłoby się to tragicznie w skutkach dla mnie, jednak bałam się do tego przyznać nawet sama przed sobą.
        Zastanawiałam się, dokąd mnie wiezie. Czyżbym jednak myliła się, co do jego zamiarów, a jego intencje były nieszczere? Czyżby mnie zdradził? Miałam zadzieję, że jednak się mylę. Droga minęła mi tak szybko, że nawet nie zauważyłam kiedy. 
        Był to piękny domek, pomalowany na zielono. Dookoła niego rosło mnóstwo zieleni, od bujnej trawy, po duże drzewa. Całe podwórko było ogrodzone wysokim żywopłotem, a nad furtką rosły czerwone, różowe i kremowe róże, które przeplatając się ze sobą tworzyły piękną całość.
- Kto tu mieszka? - spojrzałam na niego z ciekawością w oczach. Zdawało mi się, że to jakaś ważna, bogata osoba.
- Ty – odpowiedział wysiadając z auta. – Idziesz, czy mam to zrobić sam?
        Na miękkich nogach podążałam za nim, nie rozumiejąc niczego. Byłam oczarowana, a nawet przecież nie weszłam na posesje. Gdy dotarliśmy do środka, nie wierzyłam własnym oczom. Było to odzwierciedlenie mojego domku z Polski!
        Na środku salonu stała tak samo wygodna kanapa z czerwonej skóry, a przed nią wisiała plazma. To pomieszczenie było połączone z jadalnią. Nawet kolejność szafek w kuchni się zgadzała, od prawej: lodówka, mikrofala, czajnik bezprzewodowy, chlebak, następnie (kolejna ściana) długi pusty blat, zlew i gazówka. Pod jedną z szafek stała zmywarka. Po drugiej stronie stała wielka szafa służąca do przechowywania tylu różnych rzeczy potrzebnych w kuchni, ile się tylko zapragnie. „Mój” pokój także wyglądał identycznie.
- Powiesz mi w końcu, o co tutaj chodzi? - zapytałam lekko zdezorientowana i uradowana.
- Jeżeli się ładnie spiszesz i wypełnisz zlecenie, to dostaniesz ten domek w ramach zapłaty. Widziałem, jaka smutna byłaś, gdy siedzieliśmy w samolocie, więc trochę pogadałem tu i tak i udało mi się załatwić to.
- Naprawdę? Zrobiłeś to dla mnie? - skakałam jak dziecko i już po raz drugi tego dnia, rzuciłam mu się na szyję. Puszczając go, czułam jak oblewam się rumieńcem.
- Jednak jest mały problem - posmutniałam. – Nie mam samochodu, nie mam więc jak dojeżdżać, a muszę mieć dostęp do miasta i w ogóle.
- Będziesz miała jak dojeżdżać – powiedział.

- Dostanę samochód? - nie wierzyłam własnym uszom.
- Tak. Mój samochód razem z szoferem. Mam cię nadal pilnować.
-Nie - powiedziawszy to słowo, wyszłam zostawiając go samego.
         Wiedziałam, że ta bajka jest zbyt piękna, by była prawdziwa. Gdy jest dobrze, zawsze jest jakieś ale. Czułam żal w sercu, denerwował mnie ten gościu. Mimo, że to był spory kawał drogi, postanowiłam wrócić pieszo. Może ten typek był ważny i był moim szefem, jednak to nie dawało mu najmniejszego prawa, aby rozporządzać tym, z kim mam mieszkać. To jest moja prywatna sprawa, a ja cenię sobie właśnie prywatność.
         Gdybym chciała z kimś zamieszkać, tak właśnie bym zrobiła. Co on sobie wyobrażał?Ja potrzebuje niańki? Na jakiej podstawie tak sądził, skoro podobno nie wiedział o moim wybryku. Jestem niezależną osobą i byle typek nie będzie rozporządzał ani mną, ani moim mieszkaniem. Czułam się naiwna, że dałam sobie wcisnąć gościa podczas urlopu. Byłam wkurzona na maksa. Dałam się wykiwać jak ostatnia frajerka. 
         Na dodatek usłyszałam dźwięk zbliżającego się samochodu.
- Kath, proszę cię, nie wygłupiaj się i wsiadaj! - wołał do mnie z okna. Ja jednak nie zwracając na niego najmniejszej uwagi, żwawym krokiem zmierzałam w kierunku domu.
- Jeżeli w tym momencie nie wsiądziesz do auta, to cię do tego zmuszę i nawet twój ośli upór i umiejętności ci nie pomogą - zagroził.
        Nic nie robiąc sobie z jego słów podążałam dłużej wzdłuż drogi. Sedric przyspieszył, by po chwili stanąć kilka metrów przede mną. Gdy wysiadł z auta starałam się go ominąć i przyspieszyłam kroku. Ten jednak złapał mnie w pół i przerzucił sobie przez plecy. W tej pozycji byłam bezbronna. Nie mogąc się uwolnić, uderzałam go pięściami po plecach.
         On nie zważając na to wrzucił mnie na tylne siedzenie i zatrzasnął drzwi. Szybko chwyciłam za klamkę, jednak to nic nie dało – były zablokowane. Poddawszy się nie robiłam więcej prób ucieczki, tylko siedziałam ze skrzyżowanymi na piersi rękoma i gapiłam się w szybę. Powoli zaczęły na nią spadać maleńkie kropelki, jednak po chwili było ich coraz więcej i spadały szybciej.
         Padał deszcz, a ja pierwszy raz od bardzo długiego czasu miałam ochotę się rozpłakać. Tak po prostu, bez żadnej przyczyny, co jest ponoć od czasu do czasu zdrowe i poprawia samopoczucie. Gdy krople zamiast się gromadzić na szybie zaczęły spływać po niej coraz szybciej tworząc mały wyścig, moje policzka robiły się coraz bardziej wilgotne. 
        Nie potrafiłam powstrzymać łez lecących mi z oczu. Wstydziłam się tego, całe życie grałam twardzielkę, odporna na swój oraz czyjś ból. Potrafiłam poradzić sobie ze wszystkim w życiu, zając się sobą. Nigdy nie byłam taka, jak inne dziewczyny. Nie płakałam z powodu złamanego paznokcia, a otworzenie słoika wbrew pozorom było dla mnie bardzo proste.
         Pracowałam zarabiając na siebie, sprzątałam tylko po sobie. Nie zakładając rodziny skazałam się na samotne życie, jednak mogłam się troszczyć tylko o siebie i nie martwić innymi. Facetów traktowałam strasznie podmiotowo. Lubiłam się zabawiać nie z nimi, tylko nimi. Owijałam ich sobie dookoła palca, byli na każde moje zawołanie. Jak kazałam szczekać, to szczekali. 
         Nie byłam brzydka i miałam duże powodzenie, więc miałam w czym wybierać. Przyglądałam się facetom i analizując ich decyzje doszłam do jednego wniosku. Gdy rozepną rozporek, wylatuje im mózg. Lubiłam czyste układy, seks bez zobowiązań. Jednak był mały haczyk, oni nie zawsze wychodzili z tego żywi.
         Zdawało mi się, że byłam niezależna, jednak nie do końca była to prawda. Oddzielając się od facetów, stali się przedmiotem mojego uzależnienia i pożądania. Już nie płakałam. Spojrzałam na kierowce auta. Siedział i w skupieniu obserwował drogę. Przez ten cały czas nie odezwał się ani słowem. Nie umiałam go rozgryźć.
         Czasami cichy i skryty, a czasami otwarty i z poczuciem humoru. Zastanawiałam się, jaki jego w łóżku. Wyglądał na faceta, który woli dominować... Co ja wygaduje! Znowu to samo. Było już tak pięknie, ale oczywiście ja znowu musiałam odwalić jakąś krzywą akcję. Wkurzyłam się sama na siebie i do końca drogi gapiłam się w deszcz.
        Wysadził mnie pod domem i odprowadził do samych drzwi. Już się obracał, aby wsiąść w samochód i odjechać, gdy ja nie wytrzymałam napięcia i złapałam go za ramię.
- Zostań - wyszeptałam tak cicho, że bałam się, że ten dźwięk odezwał się tylko w mojej głowie. Jednak nie, powiedziałam to dostatecznie głośno i to wystarczyło. Wsadził kluczyki do kieszeni i puścił mnie przodem przez drzwi.
        Cieszyłam się, że został. Chyba w końcu nadszedł moment, że kogoś potrzebowałam. Padło na niego, nie byłam wybredna. Czułam się tak senna, że odprowadził mnie do mojego pokoju. Podczas, gdy on czekał na mnie siedząc na łóżku, ja w łazience umyłam zęby i przebrałam się w koszulkę. Nie krępowało mnie, że od pasa w dół miałam tylko bieliznę, nie miałam czego się wstydzić. Siedziałam na łóżku po turecku i okryłam się kołdrą.
- Przepraszam - to było drugie słowo, jakie padło odkąd przyjechaliśmy i czułam jego dziwne brzmienie. Nie pamiętałam kiedy ostatni raz je wypowiedziałam...
        Jednak czułam, że jestem mu to winna. Zrobiłam wielką scenę, a przecież to nie jego wina, że szef mu kazał. Szef, szef, szef. Nigdy nie widziałam tego człowieka na oczy, a już mnie irytował. Nawet nie mogłam go w żaden sposób nazwać, bo nie wiedziałam na jego temat nic poza tym, że muszę się go słuchać. Byłam ciekawa, co miał na sumieniu, że musiał wynająć płatnego zabójcę usuwającego przed nim przeszkody.
- Nie przepraszaj - przytulił mnie do siebie. – Wcale nie musisz. Teraz się połóż, bo musisz się wyspać. Jutro wszystko obgadamy.
        Posłusznie wykonałam jego polecenie i już po chwili ogarnął mnie sen.

2 komentarze:

  1. O rany! *_* Twoje opowiadanie jest niesamowite! Naprawdę pełne grozy i tajemniczości. Genialne, bardzo realistyczne opisy. Prolog był mocny i naprawdę straszny, ale jak dobrze napisany! Kolejne rozdziały tylko wzbudziły moje zainteresowanie Twoim opowiadaniem. Zostaję stałą czytelniczką i już nie mogę doczekać się kolejnej części.
    Życzę weny :)

    P.S
    W wolnej chwili zapraszam do mnie na:
    http://przypadek-panny-pi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku dzięki ^_^ Ale się jaram :D Byłam pewna, że to dno, ale się komuś podoba! :D Obiecuję, że zajrzę :D Dziękuję i także życzę dużo weny :D
      Pozdrawiam,
      Katarina

      Usuń