sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział XV

     Poczułam bardzo przyjemny zapach pysznego jedzenia i otworzyłam oczy. Pierwsze co zobaczyłam to aromatyczne naleśniki oblane czymś lepkim i klejącym, przez co wyglądały jeszcze lepiej. Były gorące i parujące, aż ślinka napłynęła mi do ust. Tacę z nimi trzymał Sedric i szeroko się uśmiechał swoim śnieżnobiałym uzębieniem.
- Dzień dobry królewno - przywitał mnie miłymi słowami.
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, ale kąciki moich ust mimowolnie uniosły się w górę. Wiedział jak sprawić, aby mój humor polepszył się nawet tysiąc razy.
- Zapomniałam o czymś, czy po prostu coś przeskrobałeś? - zapytałam podejrzliwie, drocząc się z nim, co było moim ulubionym zajęciem.
- To już bez okazji nie można uszczęśliwić swojej kobiety? - wcale nie wyglądał, jakby się tłumaczył.
       
Usiadłam, a on położył tacę na moich kolanach. Wzięłam do ręki srebrny widelec i ukroiłam kawałek, po czym włożyłam go do ust. Był niebiańsko dobry i dosłownie rozpływał się. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że jestem na maksa głodna. Do tego była przygotowana moja ulubiona gorąca herbatka owocowa, którą bardzo lubiłam. Stwierdziłam, że takie poranki mogę mieć codziennie, gdyż poprawiają humor na calutki dzień. Naprawdę miło było poczuć się jak królewna.
Po skończonym śniadaniu wzięłam prysznic i ubrałam się. Czułam, że jestem pełna energii i mogę przenosić góry. Nie miałam wcale ochoty na siedzenie cały dzień w domu z komputerem lub książką. 
- Co robimy dzisiaj ciekawego? - zapytałam.
- A co powiesz na kino?
       
Dawno nie byłam w kinie i naprawdę z chęcią chciałam tam pojechać. Preferowałam horrory, które w 3D były genialne. Kiedy następowała cisza, a nagle jakaś postać wyskakiwała tuż przed twarzą siejąc grozę wśród zebranych, to przechodziły ciarki po plecach. Nie bałam się jakoś szczególnie bardzo, ale ciekawie było popatrzeć na coś całkiem innego, niż rzeczywistość. Prawdę powiedziawszy niektóre postacie były bardziej śmieszne, niż straszne. Problemem był jednak Jake, który nie mógł iść na taki film. Z nim można było pojechać na kreskówkę albo komedię. Co to tego drugiego to także z chęcią chciałam iść, bo jak to mawiają: śmiech to zdrowie. Całe plany stanęły jednak pod znakiem zapytania, kiedy zobaczyłam minę Killera podczas zamykania go w domu. Nigdy nie zostawialiśmy go w domu samego na zbyt długi czas, więc nie wiedziałam, jak się będzie zachowywał. No ale w końcu kiedyś to musiało się wydarzyć. Mogłam się założyć, że kiedyś i tak zaszłaby taka potrzeba. Jacob słysząc o kinie zaczął podskakiwać z radości. Okazało się, że nie był w nim nigdy, podobnie jak prędzej w zoo. Cieszyłam się niezmiernie, mogąc go uszczęśliwić. Jak to się mówi: ciszyłam się jego szczęściem.
       
Droga do miasta zajęła trochę czasu, ale było warto. Gdy zgasły światła poczułam, jak chłopiec łapie mnie za rękę, a Sed jednocześnie za kolano. Wywołało to uśmiech na mojej twarz - nie pierwszy i nie ostatni tego dnia. Miałam nadzieję, że spełniłam marzenie dzieciaka i zachciankę mojego faceta. Kupiliśmy wielki popcorn i po kubku Coca-Coli każdemu. Wiedziałam, że dzieciom to szkodzi, ale nie wyobrażałam sobie kina bez tego, dlatego pozwoliłam mu. Obiecałam sobie jednak, że należy ograniczyć cukier zarówno jemu, jak i mi. Może obydwoje byliśmy chudzi, ale nie oznaczało to, że miało być tak cały czas.
       
Komedia okazała się bardzo śmieszna; nawet mały się śmiał. Oczywiście, jak to zwykle bywa, moi chłopcy zaczęli rzucać się popcornem, nawet nie wiedziałam z jakiego powodu. Młodemu się nie dziwiłam, no ale Rick'owi owszem, nie był już dzieckiem, a nie potrafił zachować się w miejscu publicznym. Poza tym ja nie chciałam zwracać na siebie zbytniej uwagi, więc udawałam, że ich nie znam. Oczywiście co drugie ziarnko lądowało na mnie, co chyba miało być karą za niepoświęcanie im uwagi.
- Przez was mam wszędzie pełno kukurydzy - poskarżyłam się po skończonym seansie.
- Wszędzie? - Sedric wyszeptał mi do ucha, co skończyło się uderzeniem go w ramię.
- Zboczuch - powiedziałam bezgłośnie, a on posłał mi buziaka.
       
Udało mi się namówić ich na "małe" zakupy. Stwierdziłam, że przydałoby mi się kilka ubrań, podobnie jak mojemu bratu. Zarabiałam wystarczająco dużo, żeby pozwolić sobie na coś markowego dla każdego z nas.
Kiedy zapłaciłam za buty okazało się, że w moim portfelu zostały tylko dwie stówy, a lubiłam mieć przy sobie gotówkę na jakiś nagły wypadek.
- Musimy iść do bankomatu - rzuciłam bardziej do siebie, niż do nich.
- Ale po co?
- A po co się chodzi do bankomatu? Po cukierki - zażartowałam, co wywołało wiwat u najmłodszego z nas.
- To jest ciężkie, nie będę szedł tak daleko - Sed zmarszczył nos. Musiałam przyznać, że wyglądał przy tym naprawdę słodko.
       
Westchnęłam. Owszem robił za tragarza, ale ubrania nie były wcale ciężkie, a poza tym mogłam iść przecież po te pieniądze sama lub podjechać samochodem. Mój facet jednak protestował tak bardzo, że w końcu stwierdził, że może sam zapłacić. Zdziwiło mnie to, ale nie chciałam się z nim kłócić. Skoro chciał spełniać moje zachcianki, to niech je spełnia.
Zakupowe szaleństwo skończyliśmy na dużym supermarkecie. Jake słysząc "cukierki" uparł się tak bardzo, że nie chciał za nic w świecie odpuścić. Dopiero teraz zauważyłam, że jest uparty; prędzej jakoś nie było tego widać. Poza tym w domu było już mało jedzenia, a worek z karmą dla Killera był prawie pusty. Nie zamierzałam głodzić ani nas, ani jego. 
       
Na sam koniec, wszyscy wściekle głodni skoczyliśmy do pizzerii. Miałam swoją ulubioną, w której ciasto było zawsze wyciągnięte z pieca w odpowiednim momencie, a składników było bardzo dużo. Można było się najeść czterema kawałkami, co zwykle mi się nie zdarzało. Musiałam jednak przyznać, że były one naprawdę wielkie. Dzisiaj udało mi się wcisnąć piąty, co było wielkim zaskoczeniem w oczach Sed'a. Nie rozumiałam tego, bo to, że byłam dziewczyną nie oznaczało, że nie mogłam porządnie zjeść. Sama się sobie dziwiłam gdzie ja to mieszczę, ale to miało chyba pozostać nierozwiązaną zagadką.
       
Gdy wreszcie dotarliśmy do domu, był wczesny wieczór. Okazało się, że pies był bardzo grzeczny - domyślałam się, że leń przespał cały dzień. Trochę mu zazdrościłam. No dobra, nawet bardzo. To prawda, że zakupy są bardzo męczące - myślałam, że nogi mi odpadną. Marzył mi się masaż, który w sumie otrzymałam. Gdy wreszcie położyłam się do łóżka, to silne ręce mojego chłopaka zaczęły uciskać moje ramiona, łopatki oraz całą resztę pleców. Wtedy dziękowałam Bogu, że mam go przy sobie i, że robi ze mną takie cuda. Robił to bardzo sprawnie i z wyczuciem, co działało jak najlepsza w świecie pieszczota.

       
Nawet się nie obejrzałam, a minął tydzień. Takie nic nie robienie dobrze mi zrobiło, ale powoli zaczynało mi się nudzić. Prawdę powiedziawszy z utęsknieniem czekałam na kolejne zlecenie, które nie nadchodziło.
Przeciętny człowiek potrzebuje podobno ośmiu minut, aby zapaść w sen. W sumie jest to prawda, ale nie do końca. Kiedy dzień jest na prawdę męczący, to można usnąć od razu po przyłożeniu głowy do poduszki, a kiedy człowiek położy się w ogóle nie zmęczony, może leżeć godzinami. Kiedy zamyka się oczy, przychodzi chwila myślenia. Różni ludzie myślą wtedy o różnych rzeczach: co przydarzyło się tego dnia, co ma się przydarzyć następnego, co ugotują na obiad lub w co się ubiorą. Ja jednak myślałam tylko o dwóch rzeczach: facetach i zabijaniu. Prawda była taka, że byłam mordercą. Co do tego względu nie chciałam siebie oszukiwać, było to nawet moje hobby, pasja. Jednak to, co robiłam naprawdę było niczym w porównaniu do tego, co robiłam ludziom w myślach.
       
Wymyślałam tysiące sposobów śmierci z mojej ręki i każdy był zupełnie inny. Nie mówię, że się nie powtarzały, ale zdarzało się to zupełnie rzadko. Bardzo chciałam wdrożyć to w życie, jednak nie chciałam się wychylać, a zleceń nie było w ogóle. Miałam wrażenie, że oszaleję spędzając kolejny nudny dzień w domu. Owszem, podobały mi się śniadanka do łóżka, wieczorne oglądanie filmów, masaże i relaks, jednak chciałam gdzieś wyjść. Sedric jednak myślał inaczej niż ja, coraz bardziej niechętnie odnosił się do wychodzenia ze mną chociaż krok od posesji. Często też znikał tłumacząc się, że musi pojechać do przyjaciela, który leży w szpitalu. Rozumiałam go, ale coś mi nie pasowało. Postanowiłam więc to sprawdzić.
       
Kiedy kolejny raz zakomunikował mi, że wróci wieczorem i pojechał nie wiadomo gdzie, ja zamknęłam się w sypialni z książką telefoniczną i komórką w ręce. Zdałam sobie jednak sprawę, że nic nie wiedziałam na temat "kolegi" więc dzwonienie nie miało sensu. Gdybym miała chociaż nazwisko lub rodzaj wypadku, to mogłam dzwonić, ale bez tego nie mogłam zrobić nic, bo każdy mógłby być tym, kogo szukałam. Zamknęłam więc brata w domu, zostawiając go z kanapkami, butelką Coca-Coli, maratonem bajek i zakazem wchodzenia do kuchni. Bałam się, że gotując chociażby wodę znów spali mi kuchnię lub, co gorsza, dom, który naprawdę lubiłam.
       
Objechałam wszystkie pobliskie szpitale, jednak nie widziałam ani samochodu mojego chłopaka, ani nic co by wskazywało, że był on tam w ostatnim czasie lub w ogóle kiedykolwiek. Wróciłam więc do domu wkurzona i zawiedziona. Miałam jeszcze jeden sposób na znalezienie czegoś i żałowałam, że nie zrobiłam tego prędzej.
Poszłam do jego-naszej sypialni. Nie wiedziałam nawet, jak ją mam nazwać. Raz spaliśmy u niego, a raz u mnie. Teraz widziałam, jak bezsensowne było dobudowywanie nowego pomieszczenia. Gdybym uległa mu trochę prędzej, mógłby spać ze mną, a Jake u niego i ograniczylibyśmy ten niepotrzebny wydatek. Jednak nie miałam teraz już na to wpływu.
       
Podeszłam do czarnej szafki i otworzyłam ją. Widziałam ubrania, które bardzo dobrze znałam, ponieważ chodził w nich na co dzień, ale również takie, które były mi zupełnie obce. Kilka garniturów, ciemne dresy, adidasy. Do tego paczka lateksowych rękawiczek z talkiem, których nienawidziłam. Mimo długiego szorowania rąk, biały proszek wcale nie schodził z rąk i nadal go czułam między palcami. Dziwiłam się, że ich używa, skoro skórzane były o wiele lepsze. Zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nie wiedziałam, czym Rick się dokładnie zajmuje. Mieliśmy wspólnego szefa, o którym także zupełnie nic nie wiedziałam. Czy zabijał ludzi tak jak ja? Jeżeli tak, to ile ich było i jak długo ich już to trwało? A może tylko rozdawał zlecenia i niańczył niektórych pracowników? A jeżeli ja byłam jedynym mordercą w firmie? Te wszystkie niewiadome naprawdę działały mi na nerwy.
       
Nagle z pomiędzy ubrań wyleciała stara fotografia. Był na nich mój facet z jakimś starszym mężczyzną wyglądającym na jego ojca. Mimo podobieństwa mógłby być również tym sławnym szefem, ale tego nie wiedziałam. Miał siwe włosy i zmarszczki, ale trzymał się całkiem dobrze. Obydwoje ubrani byli w garnitury i widać było, że ich relacje są przyjacielskie. W normalnych okolicznościach zapytałabym o to Sedrica, jednak wiedziałam, iż wścieknie się, że grzebałam mu w jego rzeczach.
       
Usłyszałam dźwięk kół na żwirze, więc odłożyłam wszystko na miejsce i udałam się w stronę drzwi. Rzuciłam jeszcze ostatni raz okiem na wszystko i stwierdzając, że wszystko jest w porządku, udałam się do kuchni.
- Musimy porozmawiać - powiedziałam do Sed'a, gdy przekroczył próg domu.
- Właśnie chciałem powiedzieć to samo - uśmiechnął się, ale jakby nieszczerze i nie dał mi nic powiedzieć. - Mam dla nas wspaniałą wiadomość.
       
- No słucham - rzuciłam, chociaż wcale nie miałam takiej ochoty. 
Postanowiłam dowiedzieć się co nieco na jego temat, a ten jak zwykle wyskoczył z czymś ważnym, utrudniając mi przejście do sedna sprawy.
- Nie mów słucham, kotku, bo wiesz - wyszczerzył się. - Wyjeżdżamy na wakacje.
- Na wakacje?
       
Nie rozumiałam, co on znowu kombinuje. Wakacje? Potrzebowałam zleceń, a nie wakacji. Wakacje miałam przez ostatni czas i marzyłam o pracy. Przez myśl przebiegło mi nawet, aby iść do normalnej pracy. Warunek tylko był taki, aby nie robić w kółko tego samego. On jednak musiał wyjechać z czymś takim.
- Wyjedziemy wszyscy nad ocean. Piękna, kamienista plaża, domek, czarny piasek. Co ty na to?
       
Byłam naprawdę zaskoczona. Z drugiej strony brzmiało to naprawdę fajnie i moje odczucia zmieniły się o 180 stopni. Nagle bardzo chciałam pojechać.
- A co z pracą?
- I tak jest przestój. Szef nie potrzebuje nawet mnie.
- Nawet ciebie? A co dopiero mnie, tak? To chciałeś powiedzieć?
       
Wkurzyłam się. Zdałam sobie sprawę, że on uważa się za lepszego ode mnie. Bo co? Bo znał szefa? Bo wiedział więcej niż ja? Miałam ochotę wyrzucić go i sama pojechać w cholerę. Było to jednak nie możliwe. Wiedziałam, że bawienie się w związki to nic dobrego. Teraz okazało się, że miałam całkowitą rację, a Sed jest taki jak wszyscy.
- Przesadzasz. O co Ci chodzi? - spokojnie skomentował mój wybuch.
To zadziałało jak płachta na byka. Rzuciłam się na niego, łapiąc po drodze coś ciężkiego i z całej siły uderzyłam go w głowę.

2 komentarze:

  1. Zaczynając czytać, miałam ochotę Cię po prostu udusić xd Wczorajsza ochota na pizze powróciła :c no i brak śniadania w tym nie pomagał... Rozdział Świetny! Szczególnie zakończenie :D Mam nadzieję, że nic mu nie zrobiła, a on... żyję ? :D
    Rozpisałabym się bardziej, ale no cóż... jestem przez Ciebie głodna! Więc idę sobie zrobić śniadanko :*
    PS. Nie jestem pewna, ale chyba uzębieniem nie można się uśmiechać xd ( tam na początku)
    PS2. Zgadnij kto do mnie wczoraj w nocy dzwonił -.- i nie chciał mi powiedzieć skąd ma mój numer...

    OdpowiedzUsuń
  2. Przez ciebie naszla mnie ochota na nalesniki z nutella i bananem! ;) rozdzial jak wszystkie inne bardzo fajny! Teraz ma jakis przestoj w pracy :o a Sed jest taki tajemniczy i wgle -_- i oszukuje ja. Wcale jej się nie widzie ze go unieszkodliwila xd ja bym mu mocniej przywalila i gdzies wywiozla. Ale w sumie wtedy byloby ryzyko ze on się uwolni, ucieknie i doniesie na nia albo jej cos zrobi. Zycze weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń