poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział XXVI

     Kupiliśmy piwo i rozsiedliśmy się u mnie w salonie. Po takich przeżyciach cieszyłem się, że moi przyjaciele są ze mną. Wiedziałem, że ma JJ'a zawsze mogę liczyć, tak samo jak na Amy. Diego nie znałem jeszcze najlepiej, ale już zdążył uratować mi skórę, za co byłem mu naprawdę wdzięczny.
     Po akcji, jaka wydarzyła się tego wieczoru powinienem być, hmm, przerażony? Powinienem dostać wstrętu do fachu, jakim się zajmowałem? Nic bardziej mylnego. Mimo tego, że prawie straciliśmy życie, ja się cieszyłem. Właśnie to mi się w tym wszystkim podobało - moment niepewności, kiedy możesz zginąć, a wszystkie twoje codzienne problemy nagle stają się błahostkami. Czujesz tylko daną chwilę i adrenalinę w żyłach.
     - Obiecałeś mi seks i blanta, a jak na razie nie dostałam ani jednego, ani drugiego - moja przyjaciółka zaśmiała się. - Czyżbyś rzucał słowa na wiatr?
- Oczywiście, że nie - oświadczyłem, wyciągając z szuflady trzy woreczki wypełnione zieloną rośliną.
- Może chcecie coś mocniejszego? - Diego wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Jeden telefon i załatwione.
- Od dwóch lat jestem czysty - oświadczyłem dumnie, rozpraszając panikę przyjaciół. - Zioło jednak pozwala mi się czasami odstresować.
- A co z seksem? - JJ wtrącił się do rozmowy.
- Ej, tobie nic nie obiecywałem! - szturchnąłem go w bok.
     Na stole postawiłem także bongo średniej wielkości, które uwielbiałem. Od razu umieściłem w nim roślinę, oraz podpaliłem ją żarową zapalniczką. Pociągnąłem mocny haust powietrza do płuc, po czym podałem rurkę pozostałym obecnym. Oczywiście nikt mi nie odmówił i już po chwili siedzieliśmy upaleni na kanapie, grając w gry na Playstation.
      - Stary, to czym w końcu się zajmujesz? - zaciekawiony JJ przerwał ciszę. - Masz jednak trochę hajsu, odkąd mój pub przestał istnieć.
- Jak ci powiem, to dzisiaj nie zostaniesz u mnie na noc - spojrzałem na Diego, który się uśmiechał.
- Zaryzykuję.
- Zajmuję się gwałtami na śpiących mężczyznach.
     Mój żart rozśmieszył całą trójkę, co również mi się udzieliło. Narkotyk krążący po naszych organizmach dodawał jeszcze temu rozmachu.
- A tak na serio? - zapytał, gdy już się trochę ogarnęliśmy,
- Jestem seryjnym mordercą - tym razem śmiali się już tylko JJ i Amy.
     Ja i Diego znaliśmy prawdę, którą moi przyjaciele wzięli jako żart. Nikt jednak nie zauważył, że my się nie śmiejemy, więc jakby nie było tematu.
- Dobra, nie chcesz, to nie mój, kiedyś jednak to z ciebie wyciągnę - zaśmiał się punk.
- Grozisz, czy obiecujesz? - rzuciłem w jego stronę odpalając po raz kolejny tego wieczoru bongo.

     Siedziałem w pokoju myśląc o mojej kolejnej ofierze. Miała być to prosta misja - włamanie do domu w nocy, zabójstwo mężczyzny, ucieczka. Proste i miało przyjść gładko.
     Cieszyłem się z nowego zadania. Powoli znowu zaczęły śnić mi się koszmary, a dokładniej słyszałem wisielcze dźwięki. Nie mogłem się ich pozbyć, cokolwiek bym nie zrobił, słyszałem je co noc. Wiedziałem, ze jedynym lekarstwem na to jest kolejne zabójstwo, w którym miałem posunąć się o krok dalej. Czułem, że to było właśnie to.
     O dziwo czas do wieczora dłużył mi się tylko trochę. Gdy nadszedł czas przebrałem się w odpowiedni strój i wziąłem moich najlepszych przyjaciół: trzydziestkę ósemkę i obusieczny nóż. Miałem wystarczającą ilość naboi, a sztylet był świeżo naostrzony. Wszystko gładko jak po maśle.
     Pod domem mężczyzny znalazłem się o wyznaczonej porze. Mieszkał on na drugim końcu miasta, ale wyszedłem w odpowiednim momencie i dotarłem akurat - nie śpiesząc się, ani nie wlekąc. Spojrzałem na zegarek - dochodziła pierwsza:trzydzieści. Idealny czas, aby zacząć całą operację.
     Wszedłem na podwórko tylnym wejściem: przez ogród. Na szczęście furtka była otwarta, więc nie musiałem się martwić, że coś zaskrzypi i obudzi mieszkańca domku. Szybko rzuciłem okiem na przestrzeń dookoła siebie. Parę krzewów, rabatka z kwiatami, ładnie przystrzyżona trawa, kilka figurek między roślinami: flaming, krasnal, żółw, żaba. Rosło także parę drzew i drzewek, a drogę od bramy po drzwi wejściowe i garaż pokrywała czarno-czerwona kostka.
     Nie mogłem dostać się do środka głównym wejściem - było to zbyt ryzykowne. Udałem się w stronę wskazanego przez Diego tarasu, na który drzwi balkonowe miały być otwarte. Oczywiście jego wywiad mnie nie zawiódł i bez problemu mogłem dostać się do środka. Mężczyzna przez swoje lenistwo wydał na siebie wyrok śmierci. Ale skąd mógł wiedzieć, że zostawiając otwarte drzwi swoim trzem kotom, umożliwi wejście płatnego mordercy do domu?
     Gdy przekroczyłem próg domy, okrągłe futrzaki natychmiast się ulotniły. Nie musiałem nawet znać rozkładu domu - po wejściu do pomieszczenia od razu widziałem swój cel.
     Grubas leżał zaplątany w pościel i głośno pochrapywał. Spojrzałem na jego żałośnie wyglądające ciało - długo musiał się zapuszczać, aby doprowadzić się do takiego stanu. Nie miał już dwuch podbródków - wyglądał, jakby miał trzy. Jego porośnięty włosami brzuch rozlewał się po całym łóżku, a jego sflaczałe uda zlewały się w całość.
     W telewizorze leciał pornol - pięciu facetów na zmianę gwałciło dziewczynę we wszystkie możliwe dziury. Oczywiście był to film z płyty, których kolekcję miał niezłą. Na oko dwieście płyt? Tyle bynajmniej leżało na widoku.
     Najgorsze było jednak to, że facet trzymał kilka rolek papieru toaletowego koło łóżka. Część z niego leżała zużyta w wiadomym celu koło łóżka - on po prostu walił sobie konia do filmów. Poczułem wielkie obrzydzenie i zachciało mi się rzygać. Wiedziałem jednak, że nie mogę się wycofać.
     Spojrzałem na grubą nogę w gipsie i wiedziałem, że koleś nigdzie mi już nie ucieknie. Odłączyłem telefon z kontaktu i cisnąłem nim przez otwarte drzwi w kierunku ogródka, aby go nie kusił już nigdy więcej. Następnie wyciągnąłem mój sztylecik. Obróciłem go kilkakrotnie dookoła własnej osi i zważyłem w ręce. Był idealny - piękny, a zarazem groźny.
     Wykonałem dwa mocne pociągnięcia - wzdłuż brzucha, a także w poprzek. Grubasek od razu zaczął krzyczeć, ale mnie to nie obchodziło. Zamierzałem tylko napawać się tym widokiem, a następnie ulotnić się, zostawiając go na pewną śmierć. Widziałem ten tłuszcz od środka, ale także wszystkie flaki pod nim ukryte. Mój nóż wchodził naprawdę głęboko.
     Kiedy jęki w końcu ucichły, a mężczyzna powoli się wykrwawiał, ja obróciłem się do wyjścia wiedząc, że już czas na mnie. Stało się jednak coś bardzo dziwnego: w drzwiach stał około sześcioletni chłopiec, który przyglądał mi się z zaciekawieniem.
     Wtedy spanikowałem. Pierwszy raz w życiu wykonując pracę, zabijając kogoś spanikowałem. Właśnie wtedy, gdy ujrzałem tego chłopca. W swoim pierwszym odruchu wyciągnąłem broń i wyprostowałem rękę przed siebie. Wtedy, gdy nie miałem pojęcia, co mam zrobić, zrobiłem to, co potrafię robić najlepiej: pozbawiłem tego malca życia. Po prostu nacisnąłem na spust.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz