niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział XXIV

     Diego przywitał mnie uśmiechem, a następnie rozłożył ramiona w przyjacielskim geście.
- No, no, dobra robota! Jeżeli spiszesz się tak dobrze jeszcze raz to chyba pomyślę o podwyżce i o tym, abyś był moim głównym współpracownikiem – Brazylijczyk był naprawdę zachwycony. - Jednak pogłoski krążące o tobie mówiły prawdę.
- Krążą o mnie pogłoski? - zmarszczyłem brwi. - Mniejsza o to. Jestem tutaj po to, aby powiedzieć, że to wcale nie ja go zabiłem.
- Jak to nie ty? Nie rozumiem...
- Ja też nie. W momencie, gdy już miałem nacisnąć na spust, on nagle oberwał. Nie mam pojęcia co się stało – powiedziałem krótko, wiedząc, że on sobie to ceni.
- Może to byłeś ty, ale zdawało ci się, że to nie ty? - Diego próbował wytłumaczyć sobie całe zajście.
- Magazynek jest pełny – sięgnąłem do pasa i już miałem pistolet w ręku, gdy poczułem zimną lufę na karku.
     Diego skinął na ochroniarza, że ma mi pozwolić wyciągnąć broń, więc to zrobiłem, od razu wyciągając i pokazując mu pełen magazynek.
- Dobra, zajmę się tym – odparł, a następnie kazał odprowadzić mnie do drzwi.
- Sam trafię.

     Postanowiłem, że nie zostawię wszystkiego w ręku Diego. Za bardzo zastanawiała mnie cała ta sytuacja, aby ją po prostu olać. Wyszedłem od niego i postanowiłem połazić trochę po mieście i porozglądać się za czymś podejrzanym. Nie miałem pojęcia, od czego mam zacząć, ale od czegoś trzeba było. Chodziłem więc bez celu przyglądając się ludziom i nagle dojrzałem mojego kumpla J.J.'a.
     Zdziwiłem się trochę, ponieważ powinien walczyć o swój bar. On nie był człowiekiem, który szybko się poddawał, więc nie wyobrażałem sobie, że chodzi i usiłuje znaleźć nową pracę.
     W pewnym momencie punk się obrócił w moją stronę, a ja szybko uskoczyłem za dużą furgonetkę stojącą obok mnie. Nie chciałem, aby przyjaciel mnie zobaczył, ponieważ byłem zły na niego, a chciałem się dowiedzieć, co postanowił dalej. Pech chciał, że mój telefon komórkowy wypadł mi z kieszeni i wleciał prosto przez kratkę ściekową w czarną otchłań. Zakląłem pod nosem, ponieważ komórka przydałaby mi się teraz bardzo.
     Wiedziałem, że jedyne miejsce, w które mogę się udać to jest jej dom. Podbiegłem pod blok i zadzwoniłem na domofon. Odebrała po chwili i nieciekawym głosem powiedziała "halo".
- Tylko nie gadaj, że cię obudziłem – żałowałem, że zadzwoniłem, a jednocześnie zdawałem sobie sprawę, że to jedyne, co mogłem zrobić.
- Nie, już dawno nie śpię. Coś się stało? - w jej głosie było nie zdziwienie, lecz zaciekawienie.
- Wpuść mnie na klatkę. Musimy porozmawiać – odrzekłem, a po 3 sekundach usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi.
     Wbiegłem do środka i pędziłem po schodach kilka pięter. Jej blok był dosyć wysoki, jednak nie zważałem na to. Liczyłem. 1, 2, 3, 4, 5, 6, jeszcze trochę w górę i są drzwi nr 7.
- Hej – powiedziała.
     Była ubrana w dres i dużą, wyciągniętą koszulkę. Na stopach nie miała skarpetek, lecz kapcie, a jej włosy były rozczochrane na wszystkie strony.
- Powiedziałaś, że wcale cię nie obudziłem – pogroziłem palcem.
- Wcale mnie nie obudziłeś. Mam kaca.
- Musisz mi pomóc. Potrzebuję twój telefon na większość dnia, bo mój mi się rozwalił. Będę tylko wchodził na aparat i facebook'a.
     Każda inna dziewczyna popatrzyłaby się na mnie jak na nienormalnego. Przez ostatni rok rozmawialiśmy może kilka razy przypadkiem i to o błahych rzeczach. Jednak znałem ją prawie całe moje życie i wiedziałem, że zrobi to bez wahania.
- Czekaj, usunę blokadę na ekran i już ci go daję – powiedziała, po czym sprawdziła jeszcze działanie internetu i podała mi aparat. - Tylko nie rozwal – pogroziła palcem z uśmiechem na ustach.
- Mała, jesteś wielka – odpowiedziałem i ruszyłem do akcji.
     Na dół zbiegłem w bardzo szybkim tempie i od razu udałem się do miejsca, w którym ostatni raz widziałem J.J.'a. Niestety nie było go tam. Zacząłem się rozglądać wszędzie dookoła i zaglądać w różne uliczki. Już prawie go straciłem nadzieję, ale patrzę – jest.
Punk wyszedł z jakiegoś sklepu z nożami, a potem udał się dalej. Czułem się dziwnie śledząc kolegę, ale wiedziałem, że muszę to zrobić. Włączyła mi się intuicja. Mój prywatny radar na ciekawe rzeczy.
     Szedłem za nim dobre pół godziny, aż w końcu chłopak się zatrzymał. Byliśmy w zupełnie innej części miasta niż poprzednio i zastanawiałem się, co on mógł tutaj robić. Była to dosyć bogata dzielnica, a on do bogatych nie należał. Jego znajomi raczej także byli na naszym poziomie finansowym, więc co on robił w takim miejscu?
Do głowy przyszło mi, że może narobił sobie długów u któregoś z tych ludzi. Pomyślałem także, że może z braku gotówki to on sprzątnął mi ofiarę sprzed nosa dla człowieka, który mieszkał właśnie w tym domu. Szybko jednak odpędziłem tą myśl. J.J. to był J.J., nie żaden morderca na zlecenie.
     Nie mogłem dłużej się nad tym zastanawiać, ponieważ mój kumpel wszedł do domu. Od razy podleciałem do niedomkniętej bramy i wbiegłem na podwórko. Dobiegłem do okna i przez szparę w rolecie zobaczyłem mojego kumpla. Zrobiłem sobie kilka kolejnych zdjęć i wysłałem sobie w wiadomości od razu usuwając fotki z pamięci telefonu.
Punk dostawał od kogoś pieniądze. Oznaczało to, że moje obawy się potwierdziły. Oczywiście mogło to oznaczać coś innego... ale mój radar wyraźnie mówił, że ta sprawa jest wmieszana ze sprzątnięciem mi ofiary sprzed nosa.
     Nie czekając dłużej wyszedłem z posesji i udałem się w stronę głównej ulicy. Od razu złapałem taksówkę i pojechałem pod blok koleżanki.
     Stanąłem znowu pod tym samym blokiem. Telefon był cały i świetnie się spisał, ponieważ miałem wszystko, co potrzebowałem. Znów zadzwoniłem pod nr 7.
- Halo? - był to męski głos.
- Jest Amy?
- Tak – odpowiedział jej ojciec.
- A mogę ją prosić na chwilę? Przed drzwi. Ja wejdę na górę.
- Oczywiście.
     Wejście na górę zajęło mi mniej czasu niż ostatnio. Mimo tego, że już dawno mnie tam nie było, doskonale znałem te ściany, jak i drzwi. Po chwili ukazała się ona. Była ubrana tak samo, jednak wyglądała już trochę lepiej.
- I jak tam? - zapytała.
- Zmęczyłem się. Uganiałem się cały dzień po mieście, a na dodatek od rana nic nie jadłem. Jestem głodny jak wilk – próbowałem złapać oddech.
- Ja nie mogę nic jeść – poskarżyła się.
- A trzeba było pić? - uśmiechnąłem się do niej.
- Wiesz, dlaczego piłam... - powiedziała.
- Dlaczego? - zapytałem.
- Jake, dobrze wiesz dlaczego – popatrzyła się na mnie swoimi niebieskimi oczami, a ja poczułem się przeźroczysty na wylot.
- Domyślam się... - powiedziałem przypominając sobie rozmowy z jej byłym. - Wiesz co, muszę już iść, bo się robi ciemno, a ja muszę skoczyć w jeszcze jedno miejsce.
- No spoko – posłała mi blady uśmiech.
- Jeszcze raz dzięki. Gdyby nie ty, to nie wiem, co bym zrobił... - spojrzałem na nią.
- Tobie zawsze pomogę.
     Na to już nic nie odpowiedziałem. Dobrze wiedziałem, o co chodziło. Jej facet znalazł sobie kogoś nowego... Ale tylko dlatego, że ona wolała koleżanki, imprezy i zbyt często obrażała go wyzwiskami. Mimo wszystko on pomógłby jej, gdyby przyszła po pomoc. Ona jednak już mu nie. Znaliśmy się od zawsze, a w dodatku ona zawsze poznawała, kiedy kłamię, co nie udawało się nikomu. Mogłem być poważny lub śmiać się do bólu brzucha, a ona i tak wiedziała, że to ja. Czasami mogliśmy powiedzieć sobie wszystko, czasami mówiliśmy sobie tylko zwykłe cześć, nie widząc się przez bardzo długi czas. Jednak mimo tego dziwnie się czułem, kiedy ona mówiła, że pomogłaby mi zawsze, choć nie widzielibyśmy się przez pół życia, a po 3 latach związku z nim i dzielenia się z nim całym swoim życiem, odwróciłaby się do niego plecami...
      Może i nie do końca w to wierzyłem, albo nie chciałem wierzyć. Poczułem się jednak bardzo dziwnie w całej tej sytuacji.
     Postanowiłem iść coś zjeść na mieście, a potem po prostu iść spać. Nie miałem ochoty nigdzie wychodzić, ponieważ byłem padnięty i czułem się jak przeżuty ryż. Gdy wyszedłem przed klatkę kątem ona zobaczyłem jakiś cień, jednak go zignorowałem. Gdy dostałem czymś ciężkim po głowie i zanim całkowicie straciłem przytomność zdążyłem pomyśleć „Role się odwróciły – teraz śledzący stał się śledzonym”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz