niedziela, 28 września 2014

Rozdział XXI

      Rozległ się trzask broni, jednak pocisk nie wystrzelił. Pistolet nie był naładowany. Czułem satysfakcję, gdy kładłem Ed'owi trzydziestkę ósemkę na dłoń.
- Wiedziałeś, że nie jest nabita – wyszeptał, najwyraźniej zdziwiony.
- Owszem, wiedziałem – przyznałem. - Tak samo wiedziałeś o tym ty. Nie lubię takiego czegoś. Skoro jedziemy na akcję i mam sprzątnąć klientkę, to oczywiście, że to zrobię. Ty jednak wolałeś mnie najpierw sprawdzić. Podołałem? Nadaję się? Chyba, że nie przeszedłem twojej próby – ostatnie słowo wypowiedziałem z wręcz namacalną pogardą w głosie.
     Ed chyba przejął się tym, co powiedziałem, ponieważ wyciągnął magazynek, włożył do niego jeden nabój z kieszeni kurtki, a następnie strzelił do dziewczyny. Trafił ją dokładnie między oczy.
     Nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia. Bardziej skupiłem się raczej na samym Edwardzie. Gdy naciskał na spust miał coś takiego w oczach, od czego przeszły mnie ciarki. Jego ruchy zaś wydawały się trochę znajome, ale nie do końca. Nie byłem pewien co do tego. Przecież nie mogłem go zapytać po prostu „ koleś, ja cię skądś znam!”. Chociaż w sumie, dlaczego nie.
- Koleś, ja cię chyba skądś znam.
- Nie wydaje mi się. A teraz zmywajmy się stąd – powiedział.
- A ona? - zapytałem.
     Ten jednak prawie zdążył zniknąć mi z oczu. Nie mogłem sobie na to pozwolić, ponieważ nie znałem powrotu. Może gdybym się postarał... Wolałem jednak podążać za kimś, kto wiedział jak wrócić. Nie zamierzałem się zgubić w ciemnej piwnicy z trupem gdzieś w środku. Nagle zahaczyłem o coś głową. Zaraz znalazłem to ręką: sznurek. Pociągnąłem za niego i już po chwili wszędzie rozbłysło światło.
- To tu jest prąd? - zdziwił się mój współtowarzysz. - Lepiej to jednak zgaś, ktoś nas może zobaczyć.

     Po powrocie do domu stwierdziłem, że czas się trochę zabawić. JJ wkurzył się na mnie, że nie poszedłem z nim ostatnio do clubu, więc tym razem postanowiłem, że pójdę. Z nim czy bez niego, chociaż wiedziałem, że nie odpuści żadnej okazji do zabawy. Prawie.
     Gdy tylko podchodziło się do wejścia, już czuło się tą atmosferę. Kolorowe światła, pełno pijanych osób i muzyka, od której chciało się ruszać. Od razu skierowaliśmy się do baru. Widziałem, że za moim kolegą podążają wzroki niektórych osób. On jednak zdążył się do tego przyzwyczaić. Owszem, wyglądał inaczej niż reszta, ale on po prostu taki był. Z glanami i irokezem nie rozstawał się nigdy, więc dlaczego miałby robić wyjątki? Nie unikał jednak takich miejsc. Chodził po nich z wysoko uniesioną głową i uśmiechem na ustach. Zawsze także patrzył prosto przed siebie i nie przejmował się niczym.
- Balllantine's ze sprite'm – powiedziałem do barmana, pokazując dwa palce. Kiwnął głową i wyciągnął dwie szklanki. Odlał odpowiednią ilość alkoholu, po czym dopełnił szkło napojem. Dorzucił do tego lód, a ja dałem mu pieniądze, nie czekając na resztę.
- Następną kolejkę ty stawiasz – krzyknąłem do ucha koledze, bo było bardzo głośno.
On tylko pokiwał głową, na znak, że rozumie i zaczął iść powoli w stronę parkietu.
     Ustawiliśmy się z boku i obserwowaliśmy ludzi. Byliśmy jeszcze całkiem trzeźwi, więc nie było mowy o tańczeniu. Dodatkowo piliśmy drinki, a z nimi ciężko jest wywijać na parkiecie. Niektórzy ludzie wyglądali całkiem śmiesznie. Byli bardzo pijani, a ich ruchy były ciągle takie same i nie wyglądało to dobrze z połączeniem kolorowych światełek. Ruszali się jak maszyny, tym bardziej, że co chwila któraś z ich części ciała znikała, bo kula ze światłami na suficie akurat świeciła na kogoś innego. Rozejrzałem się też dokładniej za jakimiś fajnymi dziewczynami. Oczywiście, jak to zwykle bywa, te lepsze były z facetami, co wykluczało je. Było też kilka fajnych tańczących we dwie lub więcej, ale mogły zaczekać.
     Po czwartym drinku zaczęło mi porządnie szumieć w głowie. Jednak to jeszcze nie było to. Wpadłem więc na pomysł jak to naprawić i uśmiechnąłem się do siebie. Znowu udaliśmy się w kierunku baru.
- Dwa razy kamikaze – rzuciłem do wysokiego kolesia.
- Osiem shotów – poinformował mnie, a ja kiwnąłem głową na znak, że o tym wiem.
Patrzyłem, jak do shakera wrzuca lód, sok z cytryny, czystą wódkę, a na końcu likier blue curacao. Następnie wymieszał wszystko dokładnie i rozlał do kieliszków, wylewając część na stół.
     Wypiliśmy po cztery shoty jeden po drugim. Dopiero wtedy poczułem się odpowiednio wstawiony. Od razu poszedłem na parkiet i zacząłem tańczyć. Po pijanemu stawałem się mistrzem parkietu. Na szczęście nie uszło to uwadze kilku dziewczyn, które zaczęły się we mnie wpatrywać. JJ, jak to on, od razu podbił do jakiejś laski i już miał z kim wywijać. Ja nie chciałem się brać za pierwszą lepszą, dzisiaj miałem ochotę na coś wyjątkowego, co sprawiłoby, że w końcu się odprężę. Nie musiałem długo czekać. Gdy mów wzrok podążył za wychodzącym i mrugającym do mnie moim przyjacielem, ujrzałem blond piękność.
     Miała długie, proste włosy, była szczupła, wysoka i miała idealne krągłości. Zawsze zastanawiałem się, jak innym laskom udawało się mieć krągły, duży tyłek, duże cycki, a do tego płaski brzuch i nogi modelki. Przecież miało się dużo ciała wszędzie, albo się go nie miało. Jak połączyć jedno z drugim, nie wiedziałem. Zwróciłem także na jej ubiór. Zielona sukienka w cekiny, które rozmywały się, gdy na nie patrzyłem z powodu tego, że byłem pijany, była spoko. Obcisła, krótka, a do tego dużo odkrywała. Miała także szpilki i torebkę pod kolor sukienki.
     Od razu do niej podszedłem. Dziewczyna zmierzyła mnie od góry do dołu i zatrzymała wzrok na mojej twarzy. Była równie pijana, jak ja.
- Może od razu pójdziemy do mnie? - wykrzyczała do mojego ucha.



     Wchodzę i widzę. Biała postać w ciemności, jak widmo, które straszy nocą. Kobieta w bieli, lecz ten widok nie jest w najmniejszym stopniu piękny. Jest straszny i makabryczny i wbija się w pamięć tak, jak tyko potrafi. Wżyna się w umysł i nie chce wyjść i boję się, że nie wyjdzie do końca życia. Będzie snuł się po głowie w najciemniejszych zakamarkach do końca dni, a nawet dłużej, już po śmierci, po drugiej stronie, cokolwiek czeka na nas tam, gdzie ma był cudownie. Burza blond loków okala twarz, a szyję ozdabia kręcony sznur, który naprężony sięga aż do belki znajdującej się pod sufitem. Postać znajduje się parę centymetrów nad ziemią i wije się w agonii, jednak wcale nie walczy o życie. Może chce zostać znaleziona teraz, a może dopiero za kilka godzin. Biegnę i wołam. Wołam najgłośniej jak potrafię i najbardziej przekonująco na świecie, jednak to nic nie daje. Łapię ją i podnoszę, jednak czuję, że nie dam rady. W moich chudych ramionach nie ma wystarczającej ilości siły, aby ją podnieść. Rozpacz i wołanie. I dźwięki. Dźwięki są chyba najgorsze.
     Wołam o pomoc. Wołam, jednak nikt mnie nie słyszy. Coraz więcej paniki ogarnia moje ciało, jednak się nie poddaję. Biegnę. Biegnę co sił w nogach. Skoki przez deski, bieg przez drogę, furtka, chodnik, drzwi, schody i jestem. Jedyna osoba, która może w tym momencie pomóc. Z przerażeniem w oczach wstaje i biegnie po pomoc. Dziecko zaczyna płakać. Mały niemowlak, płacze, jakby czuło co się wokół niego działo. Biorę je na ręce i przytulam, jednak biegnę z powrotem, wraz z dzieckiem na ręku. Biegnę. Zostawiam je na trawie przed ciemną, starą szopą i wchodzę do środka. Osoba, która podniosła postać zasłużyła na miano bohatera. Mimo przerażenia utrzymuje na rękach wiszącą postać. Ja próbuję rozluźnić sznur, jednak jest to prawie niemożliwe. Próbuję z całych sił, jednak on nadal nie ustępuje. Czuję ciemną rozpacz, ponieważ wiem, że tu już koniec. Słyszę płacz dziecka, jednak staram się nie zwracać na to uwagi. Nadal walczę ze sznurem, a on... ustępuje. Biała dama bierze oddech – duży, gwałtowny, a za nim kolejne. Myślę, że się udało, ale jednak nie. Morderca, który zaciskał się jeszcze przed momentem na gardle nie chce zejść. Wyżej, wyżej – wołam, nadal walcząc. Po męczącej walce udaje mi się ściągnąć go z głowy. Kiedy wiem, że zrobiłam co się dało, biegnę do dziecka. Malutki chłopczyk siedzi na zimnej trawie i płacze. Biorę go na ręce i przytulam do siebie. Bujam go w lewo i w prawo, a on przytula się do mojej piersi i przestaje płakać. Słyszę jednak, że się nie udało. Ku rozpaczy dziecka, kładę je z powrotem na trawę, a on zaczyna płakać. Wracam do starej, ciemnej szopy i widzę. Ona nadal wisi; sznur zaciągnął się na włosach, a ona nadal wisi i jęczy.
     Otwieram oczy. Nadal słyszę swój własny krzyk.
-MAMO, MAMO! MAMO, TYLKO NIE TO...
     Znowu koszmar. Nie potrafiłem już ich zliczyć przez to, że pojawiały się tak często. Powoli usiadłem na łóżku i spuściłem nogi na chłodną podłogę. Próbowałem także pozbierać myśli, ale nie do końca mi się to udało. Zacząłem się zastanawiać, skąd te głupie sny. Nawrót z przeszłości? Nie pamiętałem, aby stało się coś takiego, chociaż nie dałbym uciąć sobie za to ręki. Jedyną osobą, którą mogłem o to zapytać, była moja siostra, jednak nie chciałem jej martwić.
     Już chciałem wstać, kiedy zdałem sobie sprawę, że nie jestem u siebie. Rozejrzałem się dookoła, ale nie bardzo przypominałem sobie, co się stało w poprzednim dniu. Obok mnie na łóżku leżała średniej urody blondynka z odrostami, której rozmazał się makijaż. Była naga, podobnie jak ja. Spojrzałem pod nogi i zauważyłem zużytą prezerwatywę leżącą bezwładnie koło łóżka. Tylko jedna? - pomyślałem i w tym momencie przypomniał mi się krótki dialog.
- Pij, pij głupia. Będziesz łatwiejsza.
- A ty głupi. Pij, pij, nie będziesz mógł.
     Uśmiechnąłem się na te słowa, ale zaraz szybko wróciłem do rzeczywistości. Znalazłem wszystko, co potrzebowałem ułożone w ścieżkę od sypialni do drzwi. A może na odwrót? Jednak nie miałem moich bokserek. Nie miałem na to jednak czasu, ponieważ blondi mogła się w każdej chwili obudzić. Ubrałem się, a następnie szybko wyszedłem i udałem się prosto na spotkanie z Ed'em.

    Widziałem ją. Siedziała w parku i czytała książkę. Miała ładne, złociste włosy, które spływały jej na ramiona. Była bardzo młoda i prawdę powiedziawszy bardzo ładna. Z racji tego, że siedziała nieruchomo była łatwym celem. Mogłem trafić ją w ciągu ułamka sekundy, tym bardziej, że miałem ją na celowniku. Opuściłem jednak broń i schowałem ją za pasek od spodni, a następnie przykryłem koszulką. Dookoła niej było mnóstwo dzieci, a nie chciałem, aby były tego świadkami.
     Dobra, przejmowałem się tym, ale bardziej chciałem obejrzeć sobie dziewczynę. Popatrzeć sobie na nią bezkarnie, jako ostatni na świecie, a potem ją zabić z zimnym sercem. Taki właśnie byłem. Przynajmniej tak mi się wydawało.
     Nagle w parku zrobiło się całkiem pusto i cicho. Dosłownie. Wszystkie dzieci gdzieś zniknęły, ptaki przestały śpiewać, a lekki, wiejący wiatr przestał wiać. Atmosfera zrobiła się tak gęsta, że niemal namacalna. W oddali zauważyłem mężczyznę po 30, który biegł z dużymi słuchawkami na uszach. Stwierdziłem, że to odpowiedni moment. Wycelowałem jeszcze raz i nacisnąłem spust. Głowa dziewczyny odskoczyła pod nienaturalnym kontem, a następnie upadła wraz z resztą ciała. Od razu wstałem i jak gdyby nigdy nic poszedłem do swojego domu i położyłem się spać. Tej nocy po raz pierwszy od wielu dni nie miałem koszmarów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz