poniedziałek, 8 września 2014

Rozdział XX

     Byłem jak sparaliżowany, już od dawna nie słyszałem tego nazwiska. Od ilu? Mniej więcej trzynastu lat. Teraz nazywałem się Jake Barrow i nikt oprócz Kate nie mówił na mnie inaczej. Pomyślałem, że może stało jej się coś, ale od razu uznałem to za głupie. Próbowałem skupić swoje myśli i wtedy zauważyłem, że J.J. Wpatruje się we mnie z wyczekiwaniem, więc pokiwałem głową i poszedłem do swojego pokoju. Pies nawet na mnie nie spojrzał.
- Kto mówi? - zapytałem; mój głos nie zabrzmiał tak pewnie, jak chciałem.
- To cię teraz nie powinno interesować. Spotkajmy się w parku pod dużym drzewem.
Usłyszałem sygnał zerwanego połączenia. Jeszcze dobre pięć minut wpatrywałem się w telefon komórkowy. Co to miało oznaczać? Nie miałem najmniejszego pojęcia. Mogłem o to zapytać tylko jedną osobę, ale to oznaczało pójście na spotkanie. Postanowiłem, że pokażę, że sam potrafię o siebie zadbać i rozwiązać własne problemy. Poza tym musiałem wyjść na spacer z suczką, a to wymagało pójścia do parku. Zauważyłem, że zajmuje większą część mojego pokoju. Była naprawdę ogromna i w dodatku groźna. Nie chciałem ryzykować, że rzuci się na kogoś, więc postanowiłem kupić jej kaganiec.
- Idę do sklepu, chcesz coś? - zapytałem, ubierając buty.
- Nie, bo zaraz sam wychodzę. Weź klucz – usłyszałem na odpowiedź.
Gdy stanąłem w zoologicznym, nie wiedziałem, co mam kupić. Było tego strasznie dużo, a w dodatku nie licząc Killera, nie mieliśmy innych zwierząt. W końcu kupiłem dwie metalowe miski, komplet obroży z kolcami, grubej smyczy i kagańca w czarnym kolorze oraz worek karmy. Wiedziałem, że wypadałoby ją jeszcze odrobaczyć i tak dalej, ale to zamierzałem załatwić podczas wizyty u weterynarza.
Zapłaciłem za wszystko i udałem się do wyjścia. Gdy postawiłem nogę poza terenem sklepu, poczułem, jak wpadam na kogoś. Już miałem przeprosić, kiedy spostrzegłem, że to J.J.
- Jesteś pewny, że mógłbym coś chcieć z tego sklepu? - uśmiechnął się do mnie i poszedł w swoją stronę.

Kiedy wraz z psem dotarłem do parku, spostrzegłem, że mężczyzna już tam stoi. Był wysoki, miał czarne włosy i miły uśmiech na twarzy. Coś, co mnie bardziej zainteresowało, to jego kolorowe oczy. Moje pierwsze wrażenie było pozytywne i już wiedziałem, że go polubię. Mój pies był jednak innego zdania i gdyby nie kaganiec i moja siła w ręce, zjadłby go na miejscu. Obawiałem się jednak, że gdyby chciała to z łatwością by mi uciekła.
- Witaj Jacob'ie – chciał podać mi dłoń, ale patrząc na Lukę zmienił zdanie.
- Wolę Jake – uśmiechnąłem się niepewnie.
- Ja jestem Ed – przedstawił się. - Pewnie zastanawiasz się, co mnie do ciebie sprowadza. Odpowiedź jednak wcale nie jest prosta.
- Mam czas – powiedziałem, chociaż wcale nie zamierzałem się odzywać.
- To, co zrobiłeś wczoraj było – tu zrobił krótką przerwę – odważne. Włamałeś się do schroniska i wypuściłeś wszystkie psy tylko po to, aby zdobyć ją – wskazał na psa. - Niewielu by się na to odważyło.
    Mężczyzna, który przedstawił się jako Ed, okazał się bardzo dziwny. Wiedział o mnie dużo: jak się nazywam, co zrobiłem; udało mu się nawet zdobyć mój numer telefonu. Nie wiedziałem, co mam o tym wszystkim myśleć. Postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę.
- Czego ty ode mnie do cholery chcesz? - zapytałem z nutą groźby w głosie. Jednocześnie wyczułem, że mój pies się coraz bardziej denerwuje. Nie dziwiłem mu się i w duchu sobie obiecałem, że jakoś mu to wynagrodzę. Nie wiedziałem jeszcze w jaki sposób, ale to się dało załatwić.
    Zauważyłem, że na twarzy Ed'a maluje się zaskoczenie. Nie spodziewał się takiej odwagi z mojej strony? Może i wiedział co zrobiłem, ale miałem to gdzieś. Jeżeli policja ma się dowiedzieć, to dowie się: obojętnie, czy z jego pomocą, czy bez niej. Poza doniesieniem na mnie nie mógł mi jednak zrobić, więc nie zamierzałem ani się go bać, ani nim przejmować. Widziałem, że patrzył na mnie pytającym wzrokiem, więc kontynuowałem.
- Nie przyszedłeś tu chyba po to, żeby mi powiedzieć, ile o mnie wiesz? Jeżeli chcesz mnie zastraszyć, to ci się nie uda, ponieważ się ciebie nie boję. Nie zapłacę ci także nic za milczenie, chcesz, to idź sobie na policję.
- Mam dla ciebie propozycję. Nie do odrzucenia - powiedział to powoli, wymawiając każdą literkę tak, jak się należy.
- Oh, już myślałem, że straciłeś mowę - pozwoliłem sobie na mały żarcik. - Propozycję zaś, jak będę miał ochotę, to odrzucę. Najpierw ją jednak chcę usłyszeć, aby mieć co rozważać.
Widziałem, że zbiłem go z tropu i to był mój zamierzony cel. Zauważyłem, że gościu stracił pewność siebie i nie był do końca pewny, co ma dalej zrobić. Co chwila zmieniał pozycje i próbował się skupić i udawać, że nie myśli tak intensywnie. Ja jednak wiedziałem swoje.
- Więc słuchaj szczeniaku, bo to, co teraz powiem jest bardzo ważne i musi - z naciskiem na "musi" - zostać między nami. Jesteśmy firmą specjalizującą się w nietypowych rzeczach. Otóż dostajemy zlecenia, na przykład: przychodzi do nas klient i mówi, że ten i ten zrujnował mu życie. My widzimy i jesteśmy z tego powodu zasmuceni. Widzimy także, że klient ma bardzo dużo pieniędzy i sporą część z nich oddaje nam. Oczywiście za drobną przysługę - widziałem jego uśmiech od ucha do ucha i miałem ochotę napluć mu w zęby. - My, sprzątamy gościa, żeby nigdy nikomu nie rujnował życia i klient jest zadowolony i my jesteśmy zadowoleni. Rozumiesz mnie?
    Rozumiałem go doskonale. Co najdziwniejsze jednak w tym wszystkim, ciągnęło mnie do tego. Gdy tego samego dnia leżałem w łóżku i rozmyślałem nad propozycją już nie mogłem doczekać się pierwszej akcji. Przecież jeszcze nawet nie dałem gościowi odpowiedzi, jednakże już wiedziałem, co mu powiem. Wyobrażałem sobie, jak tropię człowieka, a potem go dopadam. Oglądałem zawsze mnóstwo filmów z właśnie takimi akcjami. Już widziałem to oczami wyobraźni jak oddaję się całkowicie pracy i nie myślę o niczym innym. Widziałem siebie, jako najlepszego płatnego mordercę w całej Irlandii północnej. Wszystkie okoliczne gangi czułyby przede mną respekt i nikt by mi nie podskoczył. Nie przejmowałem się jednak, że mogę trafić do więzienia. Po pierwsze, jak byłbym najlepszy to nigdy by mnie nie złapali. Po drugie, wizja siedzenia za kratami za bardzo mnie nie przerażała. Nawet podobało mi się także i to.
    Nie mogłem się doczekać, aż Ed się do mnie odezwie. Wkurzało mnie to, że nie zostawił żadnego numeru telefonu jak cywilizowany człowiek, tylko kazał mi czekać. Przecież to głupie. Mojego entuzjazmu nie osuszyła nawet myśl o mojej siostrze. Było mi trochę głupio, ponieważ wychowała mnie na człowieka, który umiał się świetnie bić, ale bardzo rzadko to robił. Zawsze powtarzała mi, aby trzymał się z daleka od kłopotów i podejrzanych ludzi. Problem w tym, że podobało mi się życie gangstera, a teraz miałem prawdziwą szansę stania się nim. Nie chciałem tego zaprzepaścić. Miałem tylko nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli i nic się nie stanie. 
    Obudziło mnie wrażenie, że się spóźniłem, więc szybko usiadłem na łóżku. Okazało się jednak, że nie musiałem wcale wstawać. Zerknąłem na telefon komórkowy, ale nie było ani wiadomości, ani nieodebranych połączeń. Miałem nadzieję, że Ed odezwie się do mnie jak najszybciej. Powoli zwlekłem się z łóżka i poszedłem do kuchni wstawić wodę na kawę. Zaraz za mną podążyła Luka. Zauważyłem, że chodziła za mną krok w krok. Było to nawet miłe, ale trochę irytujące. Jak inni by się czuli w momencie, gdy siedzą sobie spokojnie na kiblu i chcą się wysrać, a mają świadomość, że za drzwiami siedzi wielki pies i czeka na nich? Wiedziałem, że muszę ją wyprowadzić. Nie chciałem tego robić, ale kradnąc ją wziąłem na siebie odpowiedzialność, więc musiałem to zrobić. Zapiąłem jej smycz i już po chwili byliśmy na zewnątrz.
Suczka bardzo szybko załatwiła swoją potrzebę, więc wróciliśmy na górę. Dokończyłem robienie kawy oraz śniadania i zająłem się konsumowaniem tego. Gdy skończyłem, nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Chodziłem od pomieszczenia do pomieszczenia i cały czas myślałem o Ed'zie. Postanowiłem więc, że skoro mam chwilę czasu, to pojadę z pupilem do weterynarza. I tak musiałem to zrobić, a miałem sporo wolnego czasu. Więc dlaczego nie?
Gdy zjawiliśmy się na miejscu, okazało się, że zostaniemy przyjęci od razu. Cieszyło mnie to, ponieważ nienawidziłem siedzenia i czekania w jakiś obcych korytarzach. Tym bardziej, gdy śmierdziało tam jak w aptece lub jeszcze gorzej. Weterynarz okazał się miłym człowiekiem. Był już raczej stary i miał bardzo przyjemną twarz. Kojarzył mi się z typowym dziadkiem, co bierze wnuka na kolano i opowiada mu historie wzięte z przeszłości. Sam chyba nigdy nie widziałem żadnego swojego dziadka na oczy, ale nie przeszkadzało mi to w niczym.
Powiedziałem, że suczka jest znajdą, cudownym psem, który się do mnie przybłąkał. Powiedziałem, że nie wiem nic o jej poprzednim życiu, czy miała właściciela ani w jakich warunkach żyła. Mężczyzna nie bał się jej ani trochę, a ona ufała mu całkowicie. Widać było, że ma zamiłowanie do zwierząt i idealne podejście, inaczej nie potoczyło by się to w taki sposób. Obejrzał ją dokładnie i zbadał pod kątem różnych chorób. Zdziwił się, że jest taka chuda jak na takiego dużego i masywnego psa. Powiedział, że gdyby nie puszysta sierść, sam bym to zauważył.
    W pewnym momencie uśmiechnął się do mnie szeroko i powiedział: "
Twoja suczka jest w ciąży". Zdziwiło mnie to strasznie. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że tak może być. Ucieszyłem się jednak na tą wiadomość. Małe psy są bardzo fajne i kochane ( oczywiście zanim zaczną paskudzić w pokoju, ale to już inna bajka). Siwy pan zapytał się mnie, czy nadal chcę ją zatrzymać, czy wyrzucę ją za pierwszym zakrętem, bo jeżeli mam tak zrobić, to on weźmie ją do swojego schroniska. Ja jednak byłem gotowy zaopiekować się zwierzęciem i jej małymi. Dostałem receptę na witaminy i różne takie rzeczy. Od razu u weterynarza wykupiłem to i mogliśmy iść do domu. Postanowiłem zrobić sobie maraton filmowy z laptopem i jakimiś przekąskami. Stwierdziłem, że przyda mi się taka rozrywka.
    Była godzina dwudziesta, kiedy dostałem telefon. Trochę mnie to zirytowało, ponieważ oglądałem świetny film, a dzwonek telefonu rozbrzmiał w najmniej odpowiednim momencie. Najpierw chciałem się rozłączyć, ale w ostatnim momencie odebrałem.
- Halo - w tym jednym słowie zawarłem wszystkie pretensje.
- Chyba nie cieszysz się, że dzwonie - był to głos Ed'a. Serce zabiło mi mocniej, jak mogłem o nim zapomnieć?!
- Zgadzam się na twoją propozycję - powiedziałem spokojnym i opanowanym tonem.
- Świetnie. W takim razie za półtorej godziny masz być gotowy. Esemesem wyślę ci adres, ale masz nie wchodzić do środka, tylko czekać na chodniku. Pojedziemy na akcję.
    Usłyszałem dźwięk zerwanego połączenia. Nie mogłem w to uwierzyć. To jest takie proste? Coś mi nie pasowało w tym wszystkim. Miałem tak po prostu jechać na akcję, bez wcześniejszego przygotowania, szkolenia i tak dalej? Zacząłem się trochę bać. Pomyślałem o policji. Może to podpucha? Może chcieli mnie sprawdzić, a potem wsadzić za kratki? Ale na jakiej podstawie mnie? Przestałem o tym myśleć. Stwierdziłem, że pogrążanie samego siebie nic mi nie da, a przecież i tak stanie się to, co ma się stać. Skończyłem oglądać film i wziąłem prysznic. Ubrałem się na czarno i jeszcze wyprowadziłem psa. Minęła akurat godzina, kiedy dostałem wiadomość z adresem. Miejsce te było oddalone pół godziny pieszo od mojego domu.

    Od razu i bez wahania udałem się na tamto miejsce. Gdy czytałem adres, trochę się obawiałem, jednak im bliżej miejsca byłem, tym czułem się pewniej i wszystkie wątpliwości opuszczały moje ciało. Wiedziałem po co tam idę i czego chcę. Czarnego Mercedesa widziałem już z daleka. Stał sobie na parkingu w ogóle nie pasując do otoczenia. Sypiące się budynki, stare płoty bez farby i trawa w kolorze słomy była jak najbardziej na miejscu, a taki nowiutki samochód już nie bardzo. Skierowałem swoje kroki w tamtym kierunku i to był strzał w dziesiątkę. Gdy wsiadłem do wozu od strony pasażera okazało się, że za kierownicą siedzi Ed. Żaden z nas nic nie powiedział ani wtedy, ani gdy dojechaliśmy już na miejsce.
    Cały czas podążałem za swoim współpracownikiem, a raczej starałem sięto robić. Po wyjściu na zewnątrz, weszliśmy do starego budynku. Zamiast iść jednak schodami do góry, poszliśmy na dół. Były one strome, wąskie, śliskie i całe brudne. Kojarzyło mi się to ze strychem jednego z moich kumpli, do którego chodziłem. Przesiadywaliśmy tam godzinami paląc papierosy i śmiejąc się.
    Okazało się, że na dole nie ma żadnego światła, więc musiałem zapomnieć o wzroku i zacząć posługiwać się innymi zmysłami. Od razu wyciągnąłem rękę i położyłem ją na ścianie. Powierzchnia była chropowata i zimna w dotyku. Pomijam już to, że była brudna i po chwili miałem nieprzyjemne uczucie brudnych rąk, ponieważ wszystko było zakurzone jak to w starych piwnicach.
    Wytężyłem także słuch. Nie miałem pojęcia, gdzie idziemy, ale Ed wiedział. Oznaczało to, że muszę cały czas iść za nim i pod żadnym pozorem nie mogę go zgubić. Przy każdym wdechu powietrza czułem wilgoć i syf. Wiedziałem, że na pewno grasują tam myszy, ponieważ słyszałem jak uciekały przed nami. Nie rozumiałem jednak jednego. Co robiliśmy w takiej dziurze, skoro mieliśmy jechać na wielką akcję? I dlaczego ciągnął mnie po ciemku, skoro musiał już tam wcześniej być i wiedzieć, że należy załatwić chociaż jakąś latarkę. Nie podzieliłem się jednak moimi wątpliwościami, gdyż nie chciałem wyjść na panikarza. Nie byłem nim, po prostu miałem swoje w głowie i zastanawiało mnie to.
    W końcu zauważyłem światło. Gdy do niego podchodziliśmy, stopniowo robiło się coraz jaśniej. W końcu weszliśmy do odpowiedniego pomieszczenia. W połowie były kraty, przez co przestrzeń poza nimi przypominała celę więzienną. Siedziała tam związana na krzesełku dwudziestoparoletnia kobieta. Była szatynką o prostych włosach spiętych w już trochę rozwalony kucyk. Ubrana była w jeansy, adidasy i czerwony sweterek. Miała knebel na ustach i łzy w oczach.
    Nie myśląc długo podszedłem do niej. Widziałem panikę i strach w jej oczach. Mój towarzysz stanął obok mnie i na wyciągniętej ręce podał mi broń. Podniosłem ją i zważyłem w ręce. Następnie odwróciłem się w kierunku Ed'a i nacisnąłem na spust.

1 komentarz:

  1. Cieszę się, że wróciłaś; świetny pomysł na drugą część, ciekawie się zapowiada 😊😉

    OdpowiedzUsuń